I choć za oknem świeciło słońce i zapowiadał się piękny dzień, do końca życia zapamiętam ten poranek.
Pamięć o tym dniu będzie tworzyć w moim sercu wielkie rany i ból.
Mój rudziutki kocurek Skati odszedł dziś z tego świata.
Po wspólnie spędzonych 5 latach nie chce mi się wciąż wierzyć w to, że już nie będę mogła przytulić Go przed snem.
Nie mieści mi się w głowie, że tak szybko musiałam się z nim pożegnać.
Spadł z dachu z 5-tego piętra. Upadł niefortunnie uderzając głową.
Obrażenia wewnętrzne nieuniknione.
Złamana przednia łapka - złamanie otwarte.
Nos i pyszczek zakrwawiony.
Ale nie ten moment bolał najbardziej.
Najbolesniejsze było przytrzymywanie go, kiedy lekarz wbijał w jego słabiutkie ciałko igłę.
Musiałam go uśpić - nie było innego wyjścia.
Kiedy lekarz wyszedł z mojego domu, ja podeszłam do skrzyneczki, w której leżał już martwy kot i kiedy spojrzałam w Jego duże, otwarte oczy ujrzałam w nich zastygnięty strach.
Serce już nie biło, już nie mruczał, już nie miauczał, nie szturchał łapką kiedy szukał zaczepki, nie skakał radośnie po lodówce, nie skakał już z pazurami, kiedy ktoś łapał go za ogon i droczył się z nim...
Najgorsze jest to, a dla Was może wydawać się śmieszne, że teraz żałuję tych momentów kiedy na niego nakrzyczałam czy dałam niewielkiego klapsa, za jego niestosowne zachowanie i brojenie.
Nie potrafie zrozumieć DLACZEGO ? !
Nie wiem jak szybko się pozbieram, ale wiem jedno, że takiego kota jak ten to nie ma w całym wszechświecie...
Skati [*]
22 maja 2010
...
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.