Czwartek, 27 luty. Godzina tak bardzo bez znaczenia, ponieważ praktycznie wszystkie wyglądają tak samo. Słońce w końcu zaczęło przebijać się przez mleczne niebo lecz jego promienie jeszcze nie odbijają się od mojego okna i nie rażą w oczy.
Tak, piszę siedząc " na parapecie " z kubkiem kawy w ręce, z ulubioną czekoladą i przede wszystkim z głośników leci pozytywna nuta, wnosząca w życie tyle radości, co każdy promień słońca zaraz po zimie. Niby jeszcze nic ładnego, niby ptaki już śpiewają, ludzie zaczynają wychodzić z domów, ale zielone wciąż są jedynie choinki i bloki.
Od czasu do czasu przyleci papug ze swoją bandą, wtedy trzeba wstać i sypnąć ryżu, ponieważ tak babcia nauczyła i tak ma być.
Poza tym, czasami ta monotonia mnie dobija. Uwielbiam spędzić pare chwil resetując całkowicie swój umysł. Przełączyć go na totalny chill i samo piękno dookoła mnie. Cieszyć się odrobiną chwili wytchnienia, w słońcu czy w cieniu. Nad wodą czy daleko w lesie, to już bez większego znaczenia. Po prostu iść tam gdzie nogi poniosą, z pozytywną wibracją, która pomaga przetrwać całe zło i prowadzi do mojej własnej Jamajki.
Inni zdjęcia: farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24