zbieram swój świat jak potłuczone lustro
które stłukło się na wyboistym bruku
którego części utonęły w kanalizacji
a najdrobniejsze kawałki utkwiły między kamieniami
każdy z nich osobno odbija inną rzeczywistość
która jest na przeciw niego samego
i pod kątem kilkudziesięciu stopni wpada
i wypada z niego jak wiatr
czasem odbija się promyk słońca
czasem tylko ciemność kanałów
spoglądam w górę
ktoś schyla się i pomaga zbierać
nagle ucieka z częściami mojego lustra
i znika w oddali abym go nie odszukała
już nigdy nie będę mogła spojrzeć
na przeszłość w ten sam sposób
ponieważ brakuje mi fragmentów lustra
które ktoś mi uprowadził
i schyla się starzec
latami odrzucany przez społeczeństwo
i pomaga zbierać do wspólnej dłoni
po zebraniu wszystkich pobliskich kawałków
odchodzi razem ze mną w świat
aby szukać reszty
i zbierać na nowo gdy lustro znów się potłucze