(...) - Hej! Co Ty tu robisz? - Odwróciłam się niemalże znudzona tą całą scenką, dniem. Ujrzałam wtedy.. Ujrzałam wtedy ta smarkule - Lune, a za soba piękny krajoobraz. Nigdy jeszcze takiego nie widziałam, straszliwie się zdziwiłam, ponieważ miałam nadzieję, że na mnie nawrzeszczy jednak tak nie było. Po prostu zaczepiła mnie, a ja patrzyłam się na nią jak w jakiś obraz.
- Hej! Ty tu mieszkasz? Nie wiedziałam, przechodziłam tu zupełnie przypadkiem..
- Mieszkam tutaj, ale już teraz wiesz! - powiedziała wesoło. Widać, że miała dzisiaj bardzo dobry humor i wcale nie przejmowała sie tą całą sytuacją.
- Wiesz, nie wiedziałam że na takie coś Ciebie stać. - westchnęłam po czym usiadłam na krześle przed którym stało płótno, a na Ziemi paleta. - Ty malujesz? - zapytałam zdziwiona i dodałam: - Ładnie ci idzie.
- Aa, to.. - zaśmiała się - Nie, nie maluje. Tak jakoś natchło mnie przez chwile, chciałam się zrelaksować a tak poza tym o co ci chodzi?
- Nie wiesz o co mi chodzi? Nie pytaj głupio, dobrze wiesz.. - Wzięłam palete dą rąk po czym opuszkami palców ocierałam każdy kolor. - Mogłaś chociaż przeprosić - odparłam, udawając obojętną.
- Słuchaj - wtedy podeszła do mnie bezczelnie i znowu mnie złapała za ramię - Nie mam za co przepraszać, bo nie zrobiłam tego celowo. Ale, że Ty masz jakiś w tym problem to już nie moja sprawa. Stało się to się stało. I jeżeli nie umiesz sie pogodzić to po prostu sie nie odzywaj, bo masz straszny, a zarazem cholerny problem.
- To ty lepiej posłuchaj młoda, nie wiem ile masz lat, ale na pewno nie jesteś mądrzejsza ode mnie. Przez Ciebie moja rodzina się sypie, tego chciałaś? I wielkie mi nie zrobiłam tego celowo, to ja jestem Matka Teresa Z Kalkuty.
- Idź. - że co przepraszam? Miałam sobie iść? Czy ona robi sobie ze mnie jakieś żarty czy coś?
- Nie dosłyszalam chyba. - powiedziałam. Wstałam z krzesła rzucając bezinteresownie palete na ziemi.
- Ej! - powiedziała rozdrażniona dziewczyna. - Uważaj, to nie jest byle co. - Chwyciła palete w dłoń i położyła na krześle. W tym czasie ja do niej podeszłam i najnormalniej w Świecie przywaliłam jej ręką w polik mówiąc:
- A to za to, że tak chamsko się zachowałaś. Nie musisz dziękować. - chciałam już odejść, gdy ta złapała mnie za nogę, przewróciłam się, a ona zaczęła mnie szarpać. Zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi. - Puść mnie! Pomocy, ratunku! - Zaczęłam się wydzierać. Nie wiedziałam czy ktoś mnie usłyszy, może ona jest sama w domu i już nikt mnie nie uratuje? A moja rodzina nie dowie się o niczym nawet o moim pogrzebie? Dosyć, ja nie chce być pesymistką! (...) Zwinna jak pantera ja złapałam ją za włosy, podparłam się łokciem i próbowałam wstać, ale ona mnie tak mocno trzymała, że obie zsunęłyśmy się z górki tocząc nieustanną bitwe między sobą.
(...) Po dosyć niecałych dwóch minutach ktoś odezwał się do nas, znałam już nawet ten głos. To był ten chłopczyk, któremu wtedy kazałam iść. Tak się cieszę, że on przyszedł!
- Przestańcie, dziewcynki! - I podziałało. Puściła mnie, a podniosłam się i zaczęłam się otrzepywać. Uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka, podałam mu dłoń i poszliśmy sobie. Miałam już dość tego całego swojego dnia. To był naprawdę masakryczny dzień. Padam!