Pierwszy tydzień szkoły po feriach mam za sobą. I już ogarnia mnie rozpacz jak ja sobie dam radę to nie wiem. Każdego dnia
się przekonuję,że wybór tej szkoły to był największy bląd bo po prostu jestem za słaba co prawda aż tak tragicznie nie jest ale mimo to
jest to dla mnie duża porażka, że sobie tu ledwo radzę, bo jak do tej pory wszystko jakoś szło gładko jeśli chodzi o sprawy szkolne.
W liceum dopiero zaczęły się schody ale musze dać radę i jakoś te kilka miesięcy wytrwać ,a potem to sie zobaczy co dalej.
Nowa klasa jest fajna polubiłam ich;) No ale przepisałam się po to żeby mi szło lepiej w nauce. Niby to dopiero pierwszy tydzień i wgl
ale już widzę,że nie będzie wcale łatwiej. W domu staram się robić dobrą mine do złej gry to samo przy znajomych, a tymbardziej
przy Robercie nie chce nikomu pokazać, że rozpierdala mnie od środka nie chce żeby on patrzył jak cały czas odnoszę porażki.
Chce być dla niego najlepsza ale cieżko dorownać takiemu ideału jak on. Dlatego oszukuje jego innych a przede wszystkim
samą siebie, że jest dobrze, że sobie radzę itd a tylko ja wiem co tak naprawde sie dzieje...