Jak to jest, że człowiek robi coś, co uważa za słuszne, ba, nawet niezbędne do dalszej egzystencji, ale zapomina o tym, że tak postępując traci coś innego?
I jak wielkie jest jego zdziwienie, kiedy okazuje się, że kogoś to zraniło, że ten czyn zamknął mu drogę do czyjegoś serca, spalił wszystkie mosty, sprawił, że ta osoba nie ma ochoty z nim rozmawiać, ani nawet go widzieć.
Ogromne zdziwienie, niedowierzenie wręcz.
No bo jak to?
Ona, ta która mówiła, że kocha, nagle nie chce mnie widzieć?
Nie chce nawet o mnie słyszeć?
Ale dlaczego?
I wtedy wielkim wysiłkiem domyślamy się dlaczego.
Bo ją okłamałem, bo widziała mnie z inną, względnie powiedziałem coś przykrego, o czym się dowiedziała.
Ojej.
I co?
I teraz już nie będziemy rozmawiać do późnych godzin nocnych?
Straciłem ją?
Ano.
I wtedy dopiero zaczynamy doceniać, co mielismy.
Często jednak jest już za późno.