Obudziłam się o czwartej. Tak, o czwartej. Kto normalny wtedy wstaje, bierze komputer, otwiera wszyskie okna i szuka w internecie, czegoś czego nie można znaleźć. Yhm, nikt. Godzina piąta ileśtam, odkładam komputer i próbuję spać i nie mogę. Znowu dziwne, niezrozumiałe sny. Taak. Tylko nad ranem w Radiu Zet leci coś normalnego.
Nie ma jak dobrze zacząć dzień.
Kino. Fontanna. Cukiernia. Dom. I upał. Taki upał, że odechciewa się robić cokolwiek poza walnięciem się na łóżko przy wentylatorze i leżeniem (patrz. kompletne nieróbstwo).
Kolejny dzień czekania na smsa, kolejny dzień rozpamiętywania głupot zrobionych poprzedniego dnia. Zupełna zmiana nastroju na czepialsko-marudzący. Hm, i teraz nasuwa się prosty wniosek. To nie z nimi jest coś nie tak, tylko ze mną. Idzie się przyzwyczaić. I tak do niczego się nie nadaję. ; //
What About Livingstone, Gonna Sing You My Love Song, Suzy-Hang-Around... i w ogóle kolejna faza na ABBĘ : ))