Tak, chyba znów trzeba oswajać się z myślą, że życie to jedna wielka samotność.
Cytrynowa.
Bo miało być fajnie, a nie wyszło. Mi nie wyszło. Znów nie wyszło.
Wracamy do słuchania Comy, zaczynamy biegać, kończymy z marzeniami.
"Jedne marzenia się spełniają, inne umierają. Wtedy zaczynamy się zastanawiać, po co w ogóle marzyliśmy."
Więc po co? By jakoś przeżyć następny dzień? By było łatwiej, choć potem boli?
Nie chcę iść na tę wojnę. Przegrałabym. Już przegrałam.
A dziś?
Historia, niemiecki i puszka.
I Mel.