Spadłam dzisiaj z niego . Pierwszy raz siedziałam na tym kochanym Kamposiku na ujeżdżalni i spadłam z niego też po raz pierwszy
. Mieliśmy z galopu przeskoczyć sobie taką stacjonatkę i gdy byliśmy przy ogrodzeniu samochód za nami wjechał w kałużę i ochlapał Kamposowi zadek ( a on podobno boi się samochodów ) na co zareagował szybkim galopem i wierzganiem na wszystkie strony, a ja że byłam tym tak zdziwiona to nie utrzymałam się i GLEBA
. Ale później koniś nie chciał dać się złapać. Zrobił dwa koła galopem, przeszedł do kłusa i kłusem też pobiegał sobie ze dwa kółeczka a potem stanął opóścił główkę, wodze zsunęły mu się z szyi, nadepnął na nie i porwał, po czym znowu zaczął galopować. Gdy już został złapany i założyliśmy mu nowe wodze to Pan Krzysiu na niego wsiadł i skoczył sobie parę razy, po czym on zsiadł a ja wsiadłam i znowu sobie skakaliśmy. I teraz był już grzeczniutki
. Tak więc dzionek był udany
. A jutro w nasz niedzielny terenik. Też pewnie będzie faajnie