Witam poniedziałkowo

W sobotę i niedzielę zrobiłam sobie urlop i odpoczywałam od internetu. Nieraz trzeba. Podczas takiego urlopu jest czas przynajmniej na czytanie, oglądanie filmów i zabawę z kotami.
Jak już się chwaliłam - w piątek byliśmy na Faithless. Jak było? Bosko! Udało nam się stać kilka metrów od sceny. Ta muzyka na żywo sprawia jeszcze lepsze wrażenie. Nie mogłam się powstrzymać i szalałam razem z tłumem. Zachowałam się jak szczeniak, ale to było silniejsze ode mnie - skakałam, klaskałam, darłam się. Zabawa była świetna. Obok mnie już trochę gorzej bawili się B. i P. - nie ruszali prawie żadną swoją kończyną i spoglądali na mnie najpierw z niedowierzaniem a potem z pobłażaniem na szczęście. I tak usłyszałam, że to pierwszy i ostatni koncert, na którym B. postawił swoją nogę. Myślę, że mi też wystarczy wrażeń na dłużej.
Na zdjęciu Miron i Ida podczas czwartkowo-piątkowej imprezy. Zajęły miejsca na "balkonie" i spoglądały na rozhukane towarzystwo, dając nam do zrozumienia, że są ponad to, co właśnie robimy

W sobotę też byliśmy na imprezie - dla odmiany u J. Ale tam już nie było żadnych zwierząt, które krytycznie by na nas spoglądały, więc bawiliśmy się do 5 rano. Dzięki Bogu wczoraj już siedziałam w domu. Nawet piękne słońce nie było w stanie mnie z niego wykurzyć.
P.S. Zapomniałam o chomiku!!! Notkę przeczytał przed chwilą B. i od razu kazał mi dopisać, że u J. był chomik, bo przecież mógłby się obrazić, że go do zwierząt nie zaliczam. No ale w kuchni siedział, więc się nie liczy!