czasem słyszę, że powinnam rzucić to wszystko w diabły. spakować się, pożegnać przyjaciół, wyjechać...
czasem czuję, że powinnam mieć gdzieś kilka rzeczy, ale nie potrafię tak po prostu pstryknąć palcami i wyczarować nową, lepszą rzeczywistość.
ale chyba mogę, prawda? przecież tam, daleko, będzie inaczej.
żadnych rozczarowań, bulwersów, niepotrzebnych kłótni... żadnego pieprzonego wyścigu szczurów, gdzie nie wygrywa najsprytniejszy, tylko NAJSZYBSZY.
powinno być na odwrót? teraz to nie ma znaczenia.
jadąc tramwajem, drzemiąc, opierając głowę o zimną szybę i słuchając "bad news" kanye'ego westa, całość wydaje się jeszcze bardziej groteskowa i heroikomiczna... lecz gdy otwieram oczy, rzeczywistość jakby zwala się na całą moją osobę... i znowu zamykam...
kazik i kult-czarne słońca - na osłodę.