Pobytu mojego tutaj dzień jedenasty mija, o ile się nie mylę. Nie wiem, czy jest się czym chwalić, ale teoretycznie znalazłam pracę. Sytuacja jest o tyle dziwna, że póki co pracuję za darmo, żeby się naumieć wszystkiego. Ten stan niby będzie trwał do dzisiaj, bo na dwa darmowe dni się umówiłam z szefostwem (tak, chodzi o tych z włoskiej restauracji o której kiedyś tam pisałam). Problem mam właściwie niemały, bo ciężko mi jest zrozumieć co niektóre polecenia, chociaż najgorzej jest z instrukcjami. Muszę się nauczyć co do jakiej szklanki, bo póki co najlepiej wychodzi mi zmywanie naczyń i prasowanie.
Po wczorajszym dniu mam za sobą całe 4 godziny pracy. Szaleństwo po prostu, nie wiem jak ja wytrzymuje to tempo ;p W konsekwencji tylko jeden pęcherz na dłoni od prasowana przez jakieś 2 godziny obrusów.
Mogło być gorzej.
Najbardziej martwi mnie to, że oni mnie wywalą na pewno, bo widzę po nich, jak bardzo boją się mnie dać do klientów. Właściwie to ja sama się boję i próbuje unikać tego jak tylko się da, ale niedaleko pewnie na tym zajadę ;)
Mam nowy, równie dobry plan. Muszę sobie wypisać wszystkie rzeczowniki i czasowniki, które mogą mi się przydać dzisiaj.
Zobaczymy co z tego wyniknie. Praca ogólnie zajebista, ale wychodząc z domu mam serce w gardle ze strachu, fuck!
A teraz idę sobie pobiegać.
Pa.