moja sis...
bo ukrywam ból pod maską szczęścia...
bo próbuje go ignorować...
próbuje się przyzwyczaić tak żeby o nim zapomnieć...
coś jest nie tak...
ale nie moge o tym mówić... musze walczyć...
a ból się potęguje i nie daje spać...
nie daje myśleć, skupić się, odetchnąć...
oczeguje go w każdym słowie, geście, mimice czy zachowaniu...
ból, żal, smutek...
oczekiwanie na to co moze nadejść ale wcale nie musi...
zamartwianie się na przyszłość...
ucze się żyć każdą chwilą, każdą sekundą mojego krótkeigo zycia..
żeby go od siebie odsunąć...
czuje to wewnętrzne psie czy fuj...
do samej siebie ze nie umiem juz być tą pieprzoną egoistką...
głupie? nie można wypierać się tego co stworzyła natura...
a ja jestem egoistką, świat powinien kręcić się wokół mnie...
bo inaczej nie umiem się w nim odnaleźć...
a najgorsze jest to że zdaje sobie sprawę że tak nigdy nie bedzie...
po każdej wiwisekcji mojej własnej osoby robi mi sie niedobrze...
wyrzyguje sobie każdą wade, niepowodzenie...
a czy w życiu nie są najważniejsze te rzeczy które zrobiliśmy dobrze...
czy nie powinniśmy tylko tego pamiętać...
przez mój egoizm nie moge zrozumieć jak możesz przestać..
jak mozesz przestać mnie kochać...
to jest nierealne a takie bliskie...
załamuje się mój świat a ja ucze się żyć w nim bez miłości...
tylko co to za świat....
zagubiona pomiędzy pragnieniami a tym co dostaje...
KBR:* eh