Zbliżają się święta Bożego narodzenia, okres czułości, przebaczenia, spokoju i koled. To także okres zapachu mandarynek przy wigilijnym stole, opłatka dzielonego między sobą choć tak na prawde niektórych życzenia nie są szczere, okres milczenia o rzeczach które leżą nam na sercu, suchych i nic nie wnoszących w nasze życia rozmów, które dobrze by było przemilczeć, nigdzie nie odnotować.
Gdybyśmy wszyscy zamiast patrzeć przez szybkę zakupów, prezentów i zawiści, patrzyli z perspektywy narodzonego właśnie Chrystusa, wyglądałoby to całkowicie inaczej. Problem w tym że nikt nie chce już Jezusa, że święta to czas wolny spędzany własnie tak, jak opisywałem go na początku. Pokręcone z pogmatwanym.
Mylimy się w życiu wiele razy, niektórzy zapomnieli, że są wolni, po co odstawiają tą całą szopkę, skoro nic ich i religia i święta nie obchodzą ? "Pokażmy rodzinie jacy to nie jesteśmy" Błazenada i tanie szopki przed wszystkimi znajomymi.
Te dwa dni mimo tego, i tak mają swój swoisty klimat. Mimo, że te niektóre rzeczy są ukrywane, wymuszone czasem uśmiechy, to można dojść do wniosku, że chyba tak musi być, żeby było w takie święto miło. I zazwyczaj jest.
Boje się w te święta tylko o jedną rzecz, że rodzina zacznie mnie o to wszystko wypytywać, i przypominać. Jestem spokojnym człowiekiem, nie unosze się nigdy (choć czasami z perspektywy innych jest inaczej, ale to inna historia), ale w chwili gdy zaczynają o tym o czym nie chce gadać - rozsadza mnie od środka. Mam ochotę roznieść coś lub kogoś, i nakrzyczeć na wszystkich. Ba ja jestem w stanie to zrobić.
Czuję się ostatnio strasznie dziwnie, a będzie jeszcze dziwniej. Czuje się jakbym był jakimś rozbitkiem który płynie na rozklekotaniej tratwie, rzucanym o kolejne to fale. Wznoszę sie raz to na jedną z fal i już widzę wyspę do której mogę dobić, nagle woda zalewa mi oczy, i jestem już dużo niżej i widzę tylko otaczające mnie wyższe fale.
Codziennie zagubiony
Codziennie szukam celu
Codziennie ratuje się z codzienności
Codziennie wołam ratunku...
Wołam ratunku - bezcelowo, bez zasadnie, bez odzewu.
Czytam sobie tak te moje wszystkie notki, i dochodzi do mnie, że ja na prawde dużo zrzędze :) Dużo piszę jak to jest źle i w ogóle. Hmm ale myśle, że to jest takie remedium na ten mój stan. Piszę, gdy już słowa wychodzą mi z ust, a nie chce by ktokolwiek to z nich słyszał, więc lepiej jak to przeczyta. Potem nie musze już tego mówić.
Krótkie pytanie - Co ze mną jest nie tak ?
Albo inne, na które na prawde chciałbym rzeczowej i nie naciąganej odpowiedzi.
- Jakie robie pierwsze wrażenie ?
Zastanawia mnie to. Pierwsze sekundy czasami decydują o całej znajomości. Co prawda gdybym tak to wszystko na poważnie brał, nie miał bym paru kolegów/koleżanek, bo pierwsze wrażenie robili okropne... Zadziwiające jest to, że ten zwój tkanek w głowie potrafi tak działać, że przez te pare sekund, może jakąś osobę ocenić na Tak lub Nie... (u kobiet jest jeszcze opcja "Może" :P ).