Ojojoj. Dopiero minęły dwa miesiące, a mnie się już nic nie chce. Mam powoli dosyć tego rannego wstawania, narzekania nauczyli na pierwszą de, nauki po lekcjach, pytania, sprawdzianów, kartkówek, prac klasowych... Ale wszystko trzeba przejść. Tylko 15 lekcji do weekendu. Jutro na trzecią godzinę. Zaczynam wf, kończę religią o 16. Ciężki dzień się zapowiada. W czwartek też, ale mam nadzieję, że skrócą nam lekcje albo coś... W piątek marsz, na który nie idę. Wolę sobie obejrzeć bieg. Potem pewnie coś się ogarnie z Pauliną, czyli piątek zajęty do wieczora. W sobotę kino, więc spoko. W takiej samej ekipie :) W niedzielę postaram się ogarnąć wszystko na przyszły tydzień, nie będzie tak źle... Do końca semestru mało czasu, bardzo mało. Byle do czwartku, byle do świąt, a potem to już sylwester. Plany już jakieś są, mam nadzieję, że wszystko jeszcze ugadamy i wypali :) Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad bardzo ważną rzeczą dotyczącą mojej przyszłości ;o za dużo czasu na rozmyślanie, stąd to wszystko.

Takie na dziś, odnośnie wydarzeń sprzed kilku miesięcy:

Żałuję, czasu nie cofnę, ale sprawiłam, że jest o wiele lepiej. Nawet dobrze, że tak się stało...

"Róbcie wino, pijcie wino, mało, ale często, byle nie bimber"

j. polski