bo wczoraj bawiłam się w Marcina Tyszkę ; D
koniec weekendu = początek diety. zaniedbałam się, dużo i niezdrowo jadłam, nie ćwiczyłam. czas to zmienić. do wakacji coraz bliżej..
a jakoś motywacji nie mam. umiem tylko na siebie narzekać, a ciężko jest mi się ogarnąć.
u mnie maj to miesiąc 100 brzuszków dziennie i 200 przysiadów. a co! trzeba. plus praca w wymiarze 130 godzin, plus studia, plus milion zaliczeń, prac, obowiązków.. jejkuu.. a wakacje mam dopiero w sierpniu. i to zaledwie jeden miesiąc. mam nadzieję, że teraz będę miała mniej czasu na jedzenie - czas przerzucić sie na sałatki :)
życzę i Wam jak najwięcej motywacji! :*