Świetnie, bosko, sarkazm. Jazda na koniu ktory, ku mej radosci, nie galopuje na prawo. Dlaczego? A otóż dlatego, iż wychodzi zawsze kontragalop. Wiec kontrgalop na strasznie ciasnej wolcie, i co? I przejscie do kłusa. Echh... No wiec, genialny bacik z liści i bat przy zagalopowaniu i co? I baran. Ale pierwszy raz zagalopowala mi na dobrą noge! Trzeba bylo kobyłkę poklepać, i dwa koła klepania i zacieszu. Zasluzone przejscie do stępa. Potem na lewo i znów to nieszczesne prawo. Nic. Nie chciała zagalopowac, więc - kontrgalop na drażek (ah, mowiłam, że ona skacze przez drążki? Takie leżace na ziemi. Pff.). Pomyslałam, że jak zrobie tak jak przy skoku, ciężar ciała na prawo, to zmieni, i woow, zminiła. Brawa, wielkie brawa dla Fonisi. Klepanie przez dwa koła i the end.
Konie na 12.00, Mancia pewnie, pocwiczę zagalopowania ze stępa, w końcu kiedyś trzeba.
Ale czy może być większa tortura niż nagłe uświadomienie sobie, że ta nadzieja była tylko złudzeniem zmysłów?
Tylko obserwowani przez użytkownika megenkowa
mogą komentować na tym fotoblogu.