Wielu ze zwiedzających gdańskie Muzeum II Wojny Światowej zapamiętało zapewne wpadającą w ucho piosenkę towarzyszącą wystawie poświęconej 17-temu września. Zapewne nie bez powodu przy wystawie dotyczącej przyłączeniu się ZSRR do wojny towarzyszy pieśń o dumnej nazwie "Jeśli jutro wojna". Jednak nie wrześniowy cios w plecy będzie tematem dzisiejszego wpisu.
Przenieśmy się zatem dwa lata w przód do pewnego czerwcowego dnia 1941 roku...
Historia znana wszystkim bardzo dobrze, Niemcy atakują zaskoczony Związek Radziecki, po drodze okrążają i niszczą kolejne jednostki, aż pod Moskwą zatrzymuje ich zima. Przybywają posiłki z Syberii, III rzesza ponosi klęskę. Rok później pod Stalingradem dochodzi prawdziwego przełomu i wyrównania szans. Strategiczna klęska niemieckiej ofensywy pod Kurskiem tylko przypieczętowała los już chylącej się ku upadkowi Rzeszy Niemieckiej. Kiedy mówimy o ostatnich latach wojny przyczyny ciągłego odwrotu Niemców są oczywiste: wojna na kilku frontach, dogorywające Luftwaffe, miażdżącą przewagą liczebna Armii Czerwonej, ale jak wyglądało to w pierwszych dniach zmagań na froncie wschodnim?
Nie bez powodu przytoczyłem na początku wpisu piosenkę, której tekst po przeanalizowaniu owych zmagań, staje się ponurą satyrą pierwszych dni wojny na froncie wschodnim.
"Jeśli jutro będzie wojna, jeśli wróg napadnie
Jeśli ciemna siła wtargnie"
Zawsze w stalinowskiej propagandzie bawiło mnie przedstawianie Kraju Rad" jako nowego harmonijnego świata, w którym panuje powszechne szczęście i pokój. Co tam 17-sty września, co tam Wojna Zimowa? Wymowa już pierwszego zdania pieśni brzmi my nie chcemy wojny, ale jeśli już ktoś nas napadnie to..."; no właśnie, co?
"Jak jeden człowiek, cały radziecki naród
Powstanie za wolną Ojczyznę"
A następnie masowo zdezerteruje i rozpierzchnie się po lasach... Cóż nie jest tajemnicą, że dezercje były powszechne w Armii Czerwonej. Każdy pamięta najsłynniejszą scenę z Wroga u Bram (Dość podkoloryzowaną swoją drogą. Jakoś w prawdziwym życiu ciężko mi wyobrazić sobie tych strasznych NKWD-zistów w paradnych mundurach grzejących dzielnie z Maximów do wycofujących UZBROJONYCH! oddziałów na pierwszej linii frontu, będąc w zasięgu ognia przeciwnika.) najbardziej oczywistym dowodem na powszechność dezercji jest konieczność formowania oddziałów zaporowych. Nie formowano by ów oddziałów, gdyby nie było kogo łapać.
"Przeleci samolot, zaterkocze karabin maszynowy
Zagrzmią czołgi z żelaza
I okręty wypłyną
I piechota wyruszy
I pomkną zwinne taczanki"
Ech te militaria. Powszechnie mawia się o doskonałym sprzęcie niemieckim, z którym to pomimo bohaterskich wysiłków Armia Czerwona nie miała szans. Spójrzmy jednak na fakty. Był to rok 1941 czasy Panter i Tygrysów są jeszcze przed nami. Niemcy w czasie ataku na ZSRR dysponowały czołgami PzKpfw III i PzKpfw IV, podczas gdy Związek radziecki mógł przeciwko nim wystawić swoje legendarne T34 oraz KW.
Jeśli wierzyć opracowaniu M. Sołonina "Czerwiec 1941" (do którego lektury gorąco zachęcam) liczbowo sytuacja Niemców też nie przedstawiała się zbyt kolorowo. Wehrmacht przewagą liczebną dysponował jedynie w liczbie piechoty. Radzieckie lotnictwo wypadło z gry po zaledwie kilku dniach, więc nad nim rozwodzić się nie będę. I wreszcie te nieszczęsne terkoczące "Pulomiety". Zawsze byłem zwolennikiem teorii, że broń strzelecka w marginalnym stopniu wpływa na wynik wojny (Sturmgewehry nie ocaliły Berlina przed Żukowem, jak i dzisiaj SCAR-H nie sprawia, że Talibowie doświadczają pasma przytłaczających klęsk) Nie mniej warto przysiąść na chwilkę nad mitem super celnych MP40 przeciwko mało celnym "pepeszkom" i Mossinom rozdawanym w proporcji 0,5 na żołnierza. Pod względem technologicznym ponownie górują Czerwonoarmiści. SVT40 jak sama nazwa wskazuje, do Armii Czerwonej wprowadzony został w 1940 roku. Był to karabin samopowtarzalny względnie szybkostrzelny (szybkostrzelność praktyczna 25 strzałów na minutę). W porównaniu do 4-taktowych mauzerów robił wrażenie. Wprawdzie Niemcy posiadali już wtedy własne karabiny samopowtarzalne (Gewher 41), ale ze względu na zawodność tej broni szybko zostały one wycofane.
Więc przy takim zestawieniu co mogło pójść nie tak? Czemu Armia Czerwona dostała aż tak koncertowego łupnia już w pierwszych dniach wojny? Wszyscy wiemy, że Stalin ignorował ostrzeżenia o prawdopodobnym ataku aż do ostatniej chwili, ale co poza tym? Na pierwszy plan wychodzi czynnik, który od zarania dziejów decydował o wyniku wojen-Morale. Jak na początku pisałem Wojska Radzieckie przez całą wojnę borykały się z problemem dezercji. Można mieć najlepszy sprzęt, można mieć go o wiele więcej, ale na co to, komu skoro nie ma kto tym sprzętem walczyć. Paradoksalnie taki stan rzeczy Stalin zawdzięcza samemu sobie. Zachodnie okręgi wojskowe składały się z żołnierzy werbowanych wśród ludności lokalnej (Ukraińcy, Białorusini). A byli to ludzie, którzy szczególnie odczuli klęskę wielkiego głodu z lat 1933-1934. Więc kto normalny chciałby bronić państwa, które głodzi swoich obywateli. Następną przyczyną są czystki, czystki i jeszcze raz czystki. Śledząc kariery poszczególnych dowódców radzieckich i niemieckich otrzymujemy ciekawe zestawienie: po stronie niemieckiej mamy oficerów, którzy swoje pierwsze szlify zdobywali już podczas I wojny światowej a po stronie radzieckiej nie. Po najgłośniejszej czystce z 1937 roku kadra oficerska zostaje wymieniona. Mamy więc dowódców, którzy zdążyli się załapać na przygraniczne potyczki z Japonią, wojnę ze zmagającą się z Niemcami od zachodu Polską oraz na wojnę z Finlandią (o koncertowym łupniu, jakiego doznali sowieci kiedy indziej). Nie zapominajmy też, że Luftwaffe dość szybko i łatwo wywalczyło sobie przewagę w powietrzu. Jeśli artyleria to bóg wojny nie trudno zgadnąć jakie zamieszanie mogła narobić taka latająca artyleria. I wreszcie armia tego nowego harmonijnego świata, w którym panuje powszechne szczęście i pokój dosyć łatwo została okrążona, gdyż już to wielokrotnie udowadniano znajdowała się w pozycji wyjściowej do ataku na Niemcy. Dywizje Zachodnich Okręgów Wojskowych zostały zgrupowane w 3 punktach tuż przy granicy. Czy można sobie wymarzyć łatwiejszy cel do okrążenia i zniszczenia?
Pomysł na wpis został zainspirowany wspomnianą wyżej książką Pana M.Sołonina oraz wizytą w Muzeum II Wojny Światowej.
Na zakończenie piosenka, którą się inspirowałem.
https://www.youtube.com/watch?v=PMjciGJ1WmM
Inni zdjęcia: Lake quen... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24