Piątek, kino i maraton telewizyjny. Zapowiada się naprawdę ciekawie, a wszystko to przez chorobę, która męczy mnie już od tygodnia. W każdym bądź ranie to nie czas ani miejsce na narzekanie. W końcu przesiedziałam sobie spokojnie trzy dni w domu i miałam czas na wszystko. Jeszcze dwa dni laby i wielki powrót do szarej rzeczywistości. Rozpoczynamy mroźny luty z przesympatyczną, a przede wszystkim kompetentną historyczką - panią M. Jakby tego było mało w połowie marca zawita do nas kobieta ze swoją wersją historii. Życzę powodzenia na maturze. Kolejny powód, żeby się przenieść. Zamówiłam sobie buty i to jest jedyny pozytywny akcent tego tygodnia. Oczywiście czas doręczenia przesyłki będzie trwał wiecznie, bo z własnej autopsji wiem, że już nawet firmy kurierskie zawodzą. Miało nie być narzekania, a tymczasem cała ta bezwartościowa notka jest o tym jak wysoko świat stawia nam poprzeczki. Świetnie. Na sam koniec chciałabym dodać, że żadnego voulez vous coucher avec moi nie będzie, słodziaku.
xoxo.