Od dawna zastanawiałam się, o czym będzie kolejny wpis. Pewne sytuacje sprawiły, że zaczynam mieć problem z samą sobą, tzn. wiadomo, choroba jest sama w sobie problemem, lecz ja nadal walczę. Ale wbrew temu, co myślą inni, to, że stałam się można powiedzieć optymistką nie oznacza, że zawsze jest mi tak lekko i fajnie. To nie jest łatwa bitwa - tak naprawdę to walka z samym sobą. Bo anoreksja siedzi w głowie. Niektórzy nadają jej wizerunek kostuchy, inni niemal nazywają przyjaciółką, traktują jak prawdziwą istotę, piszą nawet listy! Tak naprawdę piszą do siebie. Te listy powstają z nadzieją, że ktoś je przeczyta, pomoże, porozmawia. Ale to odrębny temat. Do rzeczy.
Zmieniłam się pod wieloma względami. Jeśli idzie o wygląd, to nie da się tego nie zauważyć. 40 kg w porównaniu z 30 kg, które niedawno miałam, to spora różnica. Dla mnie wręcz monstrualna!
Tak, fizycznie czuję się o jakieś 100000% lepiej, to fakt Energii mi nie brakuje, sił też, ustały te przeklęte szumy w uszach, problemy jelitowe... dużo można wymienić :)
Jeśli jednak idzie o sam wygląd - tu zaczyna się problem. Nowa figura, choć - wy tak twierdzicie - ładniejsza, jednak sprawia, że mam wyrzuty sumienia. Pojawiają się myśli "czy aby nie za bardzo się spasłam?" "Czy nie jestem teraz za gruba?"
Zdrowa osoba może teraz pomyśli "ale z niej idiotka/pusta lala". Zrozumie tylko ten, kto sam przechodzi lub przechodził przez tą wyboistą drogę ku zdrowiu.
Potrzebuję wsparcia. Nie tekstów typu "hmm, fajnie się zaokrągliłaś/przytyłaś fajnie/jaka buzia pulchna". Bo to mnie rani. Wręcz utwierdza w przekonaniu że jestem pulchna/gruba/za dużo mnie... Zrozumcie, że kilogramy nie świadczą o tym, że anoreksja zniknęła. Wygrałam tą bitwę, ale wojna toczy się nadal.
Inni zdjęcia: Lol. hadesfblKrólową nocy bądź bluebird11... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24