Myślę, że umieram. Dramatyczny wymiar mojej duszy. Nawet płakać mi się nie chce.
I to wszystko tak z niczego. Ludzie lubią jak im się zbiera na rzyganie. Ja lubię.
Obumieram wewnętrznie. Nie zależy mi. Wcale mi nie zależy. Trwam w bezruchu.
Bez świadomosciowo. Myślę o niczym. Wyłączam mózg.
I rzygam. Rzygam tym, co było, jest i będzie.
Nie lubię szczęśliwych zakończeń. Nie cierpię.
Balansowanie w dramatycznym życiu daje mi pewność, że do cholery tu żyje.
Trwam.
esz. nie mam siły. bawić się w myślenie....
edit: jutro idę w plener nie myślenia. pierdole to i tamto też.