Naszło mnie na wpis :P
Tej ślicznotce na imię Maruda i oto jej historia.
Pewnego zimnego i śnieżno-deszczowego dnia na początku listopada, podczas lekcji, na korytarzu szkolnym zauważyłam małą czarno-białą kocinkę, wychudzoną, głodną i osłabioną, która wzrokiem prosiła o pomoc, o ciepły kąt i trochę jedzenia. Mijały lekcje, ja ciągle myślałam, czy może mogłabym temu maleństwu pomóc. Wyszłam na korytarz, a jej nie było przy grzejniku, usłyszałam, że ktoś wyżucił ją na dwór, na chłód i deszcz. Wyszłam przed szkołę i znalazłam ją siedzącą wśród trawy moknącą w deszczu i skuloną z zimna. Powoli podeszłam, żeby jej nie spłoszyć, ale ona i tak nie miała siły, żeby uciekać. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam do szkoły. Spała cierpliwie na moich kolanach pzrez 2 lekcje angielskiego. Nie chciałam jej taszczyć autobusem do domu, więc poszłam do pracy mojej Mamy, aby ją później przywiozła. Okazało się, że jakaś jej koleżanka chciała kota, więc Mała została pod przedszkolem, pod schodami, gdzie dostała ciepłe jedzonko, kocyk i wodę, a ta pani miała ją zabrać kolejnego dnia. Rano Maloty nie było, zadzwoniła do mnie Mama i opowiedziała wszystcko, od razu pomyślałam, że po niej. Poszła i tyle ją widzieli. Kolejnego dnia rano Maruda wróciała do przedszkola, pewnie zgłodniała, ale pani, która miała ją zabrać - rozmyśliła się, bo "nie ma warunków, aby trzymać jakiego już dużego kota" (miała wtedy ok.6 mscy). Tego dnia, to był piątek, wróciłam do domu, poszłam do swojego pokoju i bodajże oglądałam jakiś film. Przyszła Mama z pracy i usłyszałam wołanie z kuchni, że coś przywiozła. Schodzę na dół, patrzę do pudełka, a tam zwinięta w kłębek Maruda! Wytuliłam ją, ta zaczęła mruczeć i tak Marudka znalazła dom. Początkowo była bardzo marudna i nieufna - stąd jej imię. Tego pierwszego dnia pobytu u nas, dała o sobie znać od razu, że ona tu rządzi - weszła na MOJE łóżko i obsikała je całe, tworząc "łaty" mokrego... Z czasem przyzwycziła się do wszystkich i teraz jest naszym pieszczochem, który uwielbia spać na cudzym (czytaj moim) łóżku. : )