Podczas, gdy zdenerwowani ludzie uciekają pod jakiś dach do klatek, ja otwieram okno, siadam na parapecie i wsluchuję się w uderzające krople. Dziwnie mnie to uspokaja. Mogę się wtedy utożsamić z pogodą. Dziewiąty czerwca. Tak mało czasu do dnia, który jeszcze nie tak dawno miał być najszczęśliwszym dniem mojego życia. Miał to wszystko zakończyć. Po nim powinna nastąpić ulga i zapomnienie, a nie strach. Słowa 'dasz radę' tracą znaczenie. Opuściłaś mnie gdzieś dawno, a może to ja zamieniłam Cię na kogoś podobnie innego? Tylko jak mogłaś na to pozwolić. Mam ochotę się gdzieś schować, przeżyć najgorszy dzień życia w samotności, a nie wśród setki ludzi. Nie chcę patrzeć na ich szczeście, przypominając sobie na każym kroku jakim jestem zerem. Niech to już minie, marzę o tym, aby móc w tej chwili wykreślić to z pamięci. Odebrałaś mi wielu przyjaciół i nigdy Ci tego nie zapomnę, ale wróć już proszę i daj siłę uwierzyć w lepsze jutro albo oddaj to co zabrałaś. Niebo skończyło płakać, a wraz z tym odechciało mi się tu pisać. narka.