Tak, to prawda. podobno trzeba się do mnie przyzwyczaić bo dla osób, które mało mnie znają, bywam niekiedy szokująca...
są tacy ludzie, którzy nie mają serca. zbyt niedojrzali i niezdecydowani, aby zachowywać się szczerze. nie tylko wobec siebie, ale także i wobec bliskich. cień, który nie chce zniknąć, który chce wszystko zniszczyć. w jednej chwili wszystko wydaje się być nadzwyczaj piękne, a ten perfidny i ohydny cień potrafi zrobić wszystko, aby zniszczyć, unicestfić, zetrzeć z powierzchni ziemi to, co właściwie dotyczy innych. tak, świat jest pełen perfidnych szmat. świat dziwnie skonstruowany powinien działać tak, aby te osobniki wymierały i znikały z powierzchni ziemi, zupełnie jak dinozaury. chciałabym teraz patrzeć na koniec świata. usiąść na wzgórzu z paczką papierosów oraz whisky i podziwiać z góry cały ten syf, który znika, znika, znika... odpalić pierwszego papierosa z tych dwudziestu w paczce i zobaczyć jak upadają pierwsze obiekty, niczym domki z kart. wyjąć drugiego papierosa z tych dziewiętnastu w paczce, który nie powstrzyma łez, gdy nagle jedno stworzenie zniknie w otchłani. nie, nie... nie mogę się rozklejać. muszę być brutalna. muszę zniszczyć ten świat. wyjąć trzeciego papierosa z tych osiemnastu w paczce i z dumą patrzeć jak każdy cień ginie. w najbrutalniejszy sposób. zgniecieni przez lodowiec. rozszarpani przez wiatr, który unosząc umieszcza zwłoki zwłok na wierzchołku drzew. ono znów przebija jego ciało na wylot. wyciągnąć czwartego papierosa z tych siedemnastu w paczce i słyszeć ten krzyk, jęk, skowyt i błaganie o pomoc. błaganie, które nikogo nie interesuje. w takiej chwili każdy myśli tylko o sobie. nikt nie przejmuje się cieniem ludzi, ludzkich uczuć i tych, którzy nie zasługują na bycie istotami pod żadnym pozorem. wyjąć piątego papierosa z tych szesnastu w paczce i wybuchnąć śmiechem, który będzie najstraszniejszym echem, jakie jest sobie ktokolwiek wyobrazić. wyjąć szóstego papierosa z tych piętnastu w paczce i widzieć jak przeszłość zderza się z końcem świata. przy siódmym papierosie umierają te najwcześniejsze wspomnienia, których właściwie nikt nie pamięta. pierwsze słowa. pierwsze kroki. pierwszy upadek, gdy skaleczyłam sobie kolano. pierwszy dzień w szkole. pierwszy całus w policzek, który w wieku pięciu lat doprowadził mnie do łez... ósmy papieros wiąże się z tymi wspomieniami, które przez bieg czasu przestały boleć. przestały być istotne. stres przed wyborem szkoły. pierwszy chłopak. pierwszy pocałunek. pierwsze wszystko. przy dziewiątym pojawiłaby się myśl, że nie chcę tracić tego świata. nie chcę być martwym ciałem, które nie czuje słońca, które nie może patrzeć na zieleń, które nie może czuć tego dotyku. dziesiąty papieros z tych dziesięciu, które zostały jest półmetkiem. połową końca świata. ja siedzę, chowam twarz w dłoniach i pragnę pozbyć się tego uczucia, które pojawiło się w takiej chwili. chwili, która miała być jedną z tych najprzyjemniejszych w całym pieprzonym życiu. w głowie pojawiają się te najświeższe wspomnienia, które najbardziej bolą, które niszczą wnętrze. ten jedenasty papieros wcale nie będzie niczym się różnił. jego smak być może będzie intensywniejszy, ale we mnie nic się nie zmieni. oglądanie tego wszystkiego, jak rozpada się, niszczy, znika... będzie z każdym momentem coraz bardziej boleć, coraz bardziej i bardziej. a co z dwunastym ? trzynastym ? czternastym ? piętnastym ? szesnastym ? siedemnastym ? osiemnastym ? dziewiętnastym ? dwudziestym ? wyrzucę je, aby móc w ostatniej chwili końca świata wypić całą butelkę whisky, otrzeć łzy, wykrzyczeć kilka słów i skoczyć w dół, gdzie... świat w rzeczywistości się nie kończy, bo tylko upadek na dno. nienawidzę. nie chcę znać. nie znoszę. ciii...