Trzęsłam się tak bardzo, że ledwo mogłam ustać na nogach. Widziałam jak Wiktor powoli zsuwa się po linie na dół i wiedziałam, że zaraz stanie tuż przede mną. Nieoczekiwanie cała radość ze mnie uleciała i zamiast wielkiej ulgi, poczułam jeszcze większe przerażenie. Zdałam sobie sprawę, że o wiele bardziej boję się Wiktora, mojego własnego męża, niż nocy spędzonej w głębokiej studni. Gdy byłam tutaj zupełnie sama i wiedziałam, że na środku tego więzienia leży ludzki szkielet - dałabym wszystko, aby jak najszybciej się stąd wydostać. Ale teraz, gdy pojawili się ludzie Wiktora, a zaraz potem on sam... Musiałam się mocniej podeprzeć piaskowej ściany.
Stopy mojego męża dotknęły czarnej ziemi, a ja poczułam niebywałe mdłości. W mojej głowie jakiś wstrętny, wręcz obrzydliwy głosik powtarzał w kółko: to twoja wina, twój mąż cię tu wrzucił, bo jesteś niewierną suką. Hrabia spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, w których nie widniało zupełnie nic. W tęczówkach nie odnalazłam żadnej czułości, żadnego współczucia, czy chociażby zrozumienia. To spojrzenie było tak obojętne, tak wyprute z jakichkolwiek ludzkich uczuć, że niemal bolało.
Niespodziewanie zaczęłam na głos szlochać. Wstrętny głosik miał rację. Zasłużyłam na tą karę, zasłużyłam na to, by zgnić w tym dole i stać się tym samym, co szkielet leżący na środku studni. Chciałam odwrócić wzrok od tego dręczącego spojrzenia Wiktora, ale nie mogłam. Mężczyzna powoli zbliżył się do mnie, nie mrugał, nie mówił, nie robił nic, prócz powolnych kroków.
- Mario - powiedział w końcu, a dziwna troska w jego głosie całkowicie zbiła mnie z tropu.
Nie rozumiałam dlaczego ma tak nienaturalnie przyjazny głos, skoro jego oszpecona twarz wyraża niebywałą obojętność. Przełknęłam ślinę, a łzy powoli wypłynęły na moje policzki. Znów zaszlochałam żałośnie, po czym upadłam na kolana przytłoczona wszystkimi wydarzeniami. Jeszcze miesiąc temu byłam zwykłą dwudziestolatką, która cieszyła się życiem. Teraz byłam wrakiem człowieka, który pragnął zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.
Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach perfum Wiktora. Mężczyzna podszedł jeszcze bliżej, po czym kucnął, chcąc się ze mną zrównać.
- Przepraszam - wyjąkałam jak w amoku. - Przepraszam za wszystko. - Nie mogłam mu spojrzeć w twarz.
Nic nie odpowiedział.
- Przepraszam, rozumiesz? - dodałam głośniej i podniosłam głowę, by móc spojrzeć w oczy męża. - Wybacz mi, błagam. Przysięgam, że nigdy więcej nie zrobię nic wbrew tobie. Przysięgam, że zawsze będę stała u twojego boku, tylko mi przebacz, Wiktor. - Zaczynałam mówić coraz szybciej i chaotyczniej.
Hrabia zmarszczył lekko brwi. Przez ułamek sekundy wychwyciłam delikatne zdziwienie na jego twarzy, ale zaraz potem zniknęło pod maską obojętności.
- Ja naprawdę przepraszam - mówiłam bez ustanku. - Wiem, nie zasługuję na to, by być twoją żoną. Wyrządziłam ci krzywdę, zachowałam się nieodpowiedzialnie i...
Niespodziewanie Wiktor chwycił moją twarz w obie dłonie.
- Majka - powiedział cicho, ale stanowczo. Na tyle stanowczo, bym natychmiast zamilkła. - Nie wrzuciłem cię do tego dołu - rzekł. - Może i jestem potworem, ale nie aż takim.
Moje usta poruszały się, jednak z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Słowa męża docierały do mnie jak zza szyby.
- Zamierzałem inaczej wyegzekwować na tobie wierność - dodał po chwili. - Ale to nie jest rozmowa na teraz. Jesteś roztrzęsiona, wracamy do posiadłości. Musisz coś zjeść i odpocząć.
Dłonie hrabiego na mojej twarzy zaczynały mi dawać dziwne ukojenie. Patrzyłam na jego twarz, oszpecony lewy policzek, zimne oczy bez wyrazu i mój niepokój zaczął się oddalać. To nie Wiktor mnie porwał. To wszystko nie on. Zanim pomyślałam co tak naprawdę robię, rzuciłam się na szyję męża jakby był najcenniejszą rzeczą, jaką posiadałam na tym świecie.
Nieopublikowany na blogu fragment opowiadania: Piękna i Bestia
Autor: Mała Migotka