Na borów stoję skraju,
Jakby to życia był skraj;
Jak srebrny wąż-wstęga ruczaju,
Jak mroczny kobierzec-kraj.
Z oddali skądś biją dzwony
Ponad lasami aż tu;
Wzniósł głowę rogacz spłoszony
I znów się ułożył do-snu.
Lecz bór sie chwieje w błękitach,
Nad urwą skalną przez sen,
Bo JAH przechodzi po szczytach,
Kraj błogosławiąc ten.