nie mam fotek, ani nie mogę znaleźć nic ciekawgo w internecie więc wybrałam jakąś dziką focie, sprzed chuj wie ilu miesięcy, oh szalona ja.
czasem żałuje, ze mam sumienie, mogłabym bez oporów pozbyć się tych wszystkich kretynów którymi sie otaczam, kompletna anarchia. póki co żyje się jakoś, nie konicznie fajnie, czasami tak, niekiedy przypomina to egzystencje, by raz na jakiś czas oderwać się od rzeczywistości, tej szarej, monotonnej, wręcz schematycznej, by.. dla kogoś być.
intryguje mnie, jak to jest, że niektórzy tak cynicznie i bez jakichkolwiek zahamować są w stanie bezczelnie wpieprzać się w sprawy innych, a które nawet w najmniejszym stopniu ich nie dotyczą. uczepią się jak rzep psiego ogona i nie chcą odpuścić. trzeba być albo jakoś choro zdesperowanym, albo mnieć tak cholernie nudne życie, by zajmowac się takimi pierdołami. Pierdołami, albo nie, zależy od.. od wszystkiego. trzeb się tego w końcu pozbyć, pozbyc każdego, kto ma z tym coś wspólnego, ale jak, skoro jest to osoba bez twarzy? to jak walczyć z powietrzem. możesz zadawać ciosy z całyśch sił, krzyczeć, płakać, ale to bez sensu, nieważne jak bardzo Ci zależy. ale nie damy się, nie odpuścimy, nigdy. za dużo mamy do stracenia.
'for truth, for love, for my desire,
my desire'