Są dni, kiedy siadasz przy kaloryferze, owijasz się po sam nos ciepłym i niemniej milutkim kocem, który to uwielbiałeś jako malec i pogrążasz się w totalnej retrospekcji.
Zerkasz w stronę jednego ze starych, obrośniętych już grubą warstwą kurzu, zdjęć i zaraz później przeglądasz już wszystkie te fotografie sprzed kilku lat. Na jednym upamiętniony zostałeś jako wzorowy przedszkolak, na innym zaś rozpoznajesz znajomych z szóstej klasy harcujących na jednej z leśnych ścieżek, a na pierwszym planie nikt inny jak Ty dumnie, z dziecięcą czułością, obejmujący najlepszego przyjaciela, kiedy to dałbyś rękę uciąć, że ta sytuacja nigdy się nie zmieni.
Odkładasz stos zdjęć, błądzisz oczami po ciemnym pokoju i właśnie w tej chwili ogarnia cię to uczucie, że niby wszystko jest na swoim miejscu, przecież nawet nie jesteś sam, masz wszystko, czego tylko mógłbyś chcieć... Ale jednak czegoś tu brakuje.
To dziś już chyba 842472 herbata znów słodzona 1041948141840184 kopiastymi łyżeczkami cukru jako nasączone melancholią podsumowanie minionego tygodnia. Ale przecież nie jestem po to żeby być chuda, o nieee.