Z sennego spaceru pośród róż wyrwał ją mocny powiew niemiłosiernie mroźnego powietrza. Zanim uwolniła źrenice z silnego uścisku powiek zauważyła, że jej nagie ciało z zimna zwija się w embrion. Przetarła oczy sinymi rękami i momentalnie rozbudziła się własnym krzykiem. Najpierw zauważyła otwarte na oścież drzwi wejściowe, zaraz później okna, w których brakowało szyb, a gdy z przerażeniem spojrzała nieco wyżej, przyuważyła brak dachu, który zawsze był dla niej znakiem bezpieczeństwa. Starała się wolno wstać. Podniosła nagie ciało, jednak mocne uderzenie ponownie powaliło ją na miękkie łóżko . Momentalnie skryła się pod ciepłą kołdrą, a zaraz potem zauważyła nieznajomego mężczyznę pukającego z wściekłością w niewidoczną barierę oddzielającą jej świat od rzeczywistości, gdzie niegdyś znajdowały się drzwi. Okna drżały, a ogromne krople deszczu mocno odbijały się od podłogi. Mężczyzna niemiłosiernie głośno wykrzykiwał jej imię, plując przy tym w stronę łóżka. Każde kolejne uderzenie było jak mocny cios w jej delikatne ciało, bowiem za każdym razem gdy męska pięść zgniatała powietrze, czuła ona niewyobrażalnie bolesny, miażdżący nacisk, w skutek którego następowało całkowite przebicie kruchego ciała. Przezroczysta błona, która zastępowała jej skórę zaczęła pękać, powodując rozrywający ból, a łzy całkowicie zmyły kobiecą twarz. Stała tak naga, a jej leżące na brudnej podłodze oczy spoglądały teraz na odpadającą już głowę. Trzymała się ona na tylko jednym więzadle, bowiem dziewczyna nie miała w swym ciele ani jednej drobnej kości. Głowa z hukiem upadła na podłogę zabrudzoną rozlanym wczoraj sokiem pomarańczowym, a zaraz za nią odpadły dwa, jeszcze ciepłe kobiece palce. Nie było przy tym ani kropli krwi, tylko słony biały płyn, który wypalał głębokie dziury w jej błoniastym ciele.
Nagle nieludzki wrzask kobiety wywołał ciarki nawet na ciele stojącego przed drzwiami, rozwścieczonego bandyty. Był on na tyle przeraźliwy, że chmury opadły na ziemię, a wiatr momentalnie usunął wszystko co istniało.
Młoda kobieta, a raczej jej zwłoki leżały teraz między niebem a ziemią, a ostatnie żyjące jeszcze orły rozgrzebywały ostrymi dziobami gnijące ciało.
W jednym momencie z jej wnętrza wypadł minimalnych rozmiarów organ, za którym wydobył się metaliczny zapach stęchłej krwi. Rozwinął się w zastraszająco szybkim tempie i już kilka sekund później w powietrzu unosiła się ludzka istota. Wolno upadła na twardą ziemię i z gracją odgarnęła rozwiane po twarzy blond włosy, sięgające jej po pas.
Była jedyna na świecie, w pełni czysta, zrodzona z anioła.
Kobieta jako matka grzechu.