Powoli, wręcz bezszelestnie odłożyłam pióro. Przyjrzałam się zapisanej kartce od razu zauważając miejsca, przy których mocniej przyciskałam stalówkę do papieru. Nie chciałam tego listu wysłać. Nawet nie przypuszczałam, że zamiast kartki z pamiętnika zrobię list pełen wyrzutów i bólu. Byłam na siebie zła, bo przecież nigdy nie odzierałam się z uczuć. Nawet na papierze. Niespodziewanie wstałam, wyciągnęłam z szuflady zapałki. Drżącymi palcami próbowałam zapalić jedną, potem kolejną i kolejną. Łamały się. Zaczęłam płakać. W końcu udało mi się. Złapałam list i bez zastanowienia przyłożyłam zapaloną zapałkę do papieru.
3 sekundy i list zaczął się palić. Powoli znikały słowa, żal, smutek. Znikał on. I kiedy kartka praktycznie cała zniknęła, poczułam jak w moim sercu zaczęła się palić dziura. Głęboka otchłań, która pożerała moje wszystkie uczucia. Pustka okazała się niczym w porównaniu do ognia.
Wypuściłam spomiędzy palców resztki papieru. Patrzyłam jak kołyszą się w powietrzu, aby na koniec po prostu upaść.
Zamknęłam oczy.