photo: znalezione w necie dawno temu, teraz jest jakoś na czasie.
Czekałam na wenę, ale ona nie nadchodzi, więc będzie zlepek myśli i całego tego codziennego gówna. Chyba po prostu muszę się komuś zwierzyć.
Więc... DROGI PAMIĘTNICZKU...
Walczę ze sobą. - Walczę o samą siebie.
Jest źle. - a może nie?!
Nie chcę zawieść bliskich. - w końcu dla nich żyję, moje życie, pragnienia i potrzeby nie są ważne.
Moje potrzeby, to drugorzędna sprawa. - zdecydowanie.
Serce mnie boli, dosłownie i w przenośni. - coraz słabiej jeb*ne bije.
Nie wiem, co powiedzieć, żeby było dobrze. Brak mi doświadczenia. - a chciałabym pomóc!!!
Nie wiem, co powiedzieć, zrobić, żeby było lepiej. Mam dość. - człowiek po pewnym czasie wpada w obojętność, a ja jej nienawidzę! Obojętność zabija uczucie.
Myślałam, że jestem twarda, ale miłość to suka, która kopie, mimo, że już przestajesz oddychać. - kiedyś myślałam, że nie musi być taka trudna.
Poddać się? - walka z góry przegrana, lepiej patrzeć na przyszłość, niż zerkać przez ramię (?!) Pomimo, że pragniesz, dajesz z siebie wszystko, w końcu nawet najmocniejszy poczuje zwątpienie. Nie wszyscy jesteśmy superbohaterami. Ja nim kurva nie jestem. Mam uczucia, potrzeby. Których nikt nie zaspokaja. A mógłby ktoś.
Jestem w kropceeeeeeee...
Mam depresję. - Na pewno. Gdzie te różowe przyjaciółki?!
Czas umierać chyba.
KONIEC PRZEKAZU. DZIĘKUJĘ I NIE POZDRAWIAM.