Hi!
Jeszcze 2 tygodnie temu powiedziałabym: "No w końcu! Jestem szczęśliwa! Nareszcie godny i wprost idealny facet!"
W tym momencie powiem: " Gat demyt, kolejny frajer ;/ ". Co tu dużo mówić - chyba było zbyt idealnie,by było prawdziwie.
Nowa znajomość, miłe, mądre rozmowy, sypanie komplementami, spełnianie moich wymogów faceta w ok. 90%... Ale...było zbyt dobrze. Można pewne rzeczy zrozumieć: upojenie alkoholowe - robienie rzeczy głupich ( niemniej nie jest to wymówka), był oficjalnie wolny, mógł robić co zechce, ale na pewno nie godzinkę po tym, gdy był ze mną. Potem mało ciekawe wymówki, tłumaczenia. Słabizna i to konkret. Zepsuł wszystko w jeden wieczór, w ten sam, w którym czułam się obok niego tak zajebiście bezpiecznie. To tylko boli. Najwyraźniej tak miało być, nie nadaje się koleś na stały związek, jak woli hulać co tydzień z inną to droga wolna, ja nie pakuję się w otwarty związek bez zobowiązań.
Czyli znów zaczynam od zera, znów całkowicie wolna. Fakt, w środku jest odrobina żalu i gniewu, ale to już w ogóle nie zależało ode mnie. Ja nie zrobiłam nic złego. Więc dlaczego kurna znów ja?! Fatum, kurwa, fatum :( Ale trzeba obyć się bez załamki, bo dobrze wiemy,że nie warto dla nich ronić łez ani przeżywać dołowania. Tylko przykro,bo mogło być z tego coś meeega zajebistego, widziałm wizję ciekawej pary, cóż...Dalszy ciąg życia jako singielka :) Chyba to znak, że póki co, mam żyć sobie sama, nie bacząc na NICH,bo i tak zranią. Cieszy mnie fakt, iż mam tak wielu prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze są ze mna , pocieszaja mnie i podtrzymują na duchu, przy okazji podnoszac moją samoocenę przez komplementy. Dziękuję Wam, Kochani! :****
"Such an ugly thing
Someone so beautiful..."
And in my mind::
"Just don't let me down..."
Ehh...little too late ;/