Witam.
Nie wiem nic.
Posypałam się trochę.
Nie nawidzę rozczarowań.
To tak jaby już byłbyś blisko spełnienia marzenia i wyszystko się nagle rozwaliło... Łamiesz bariery, walczysz z samym sobą, masz nadzieje, jesteś już o krok i koniec, nie ma nic, tak nagle. Nie wiesz od czego masz zacząć, przecież cały czas skupiałeś się na tej jednej rzeczy, to ona była/jest najważniejsza. I co dalej, próbować dalej? Poddać się? Twoja cała energia włożona w to marzenie poszła na marne. Rozumiem. Boisz się, że stracisz jej jeszcze więcej, że będzie jeszcze bardziej bolało jeśli zaczniesz od początku. Warto? Zależy o co walczysz, niektórych bitew nie da się ,,wygrać". Hmm... inna droga, inny początek inne marzenia, łatwo powiedzieć.
Pomyśl.
Ja się chyba poddaje, nie mam odwagi, to wszystko na co mnie stać.
Tak to ja rozkminiacz i pesymista, niektórzy nie znają mnie od tej strony, chyba na ich kożyść...
Żegnam.