photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 28 LUTEGO 2012

Róża

-Żeby Wam to opowiedzieć, muszę zacząć od początku. To był piątek w grudniu. Tego dnia na obiad robiłam śledzie ze śmietaną, z majonezem, z ziemniakami. No, tak jak się śledzie je... Włodkowi bardzo smakowały te śledzie. W pewnym momencie zaczął źle się czuć. Myślałam, że to problemy z wątrobą. Od dawna się na nią leczył. Jednak jego ściskało w klatce. Stracił przytomność. Wezwaliśmy pogotowie. Okazało się, że diagnoza, którą postawił wcześniej lekarz była nieprawidłowa i Włodek chorował na serce. Miał zawał. To był ostatni jego posiłek w naszym wspólnym domu. Później było już tylko gorzej. Ciągle był w szpitalu. Przewieźli go z placówki u nas do Warszawy, żeby zajęli się nim specjaliści. Męczył się. W pewnym momencie klatka mu się rozeszła. Ostatnie dwa miesiące życia był w strasznym stanie. Okropnie było patrzeć na jego męki. Jeszcze okropniej chyba tylko było je przeżywać. Stan się pogarszał. Lekarz już nie pozostawiał nam żadnej nadziei. Mówił, że możemy spodziewać się już tylko najgorszego. Odszedł od nas. - opowiadała żona Włodka. Mówiła z przejęciem ale nie płakała. W trakcie ceremonii pogrzebowej też nie płakała. Zdążyła się już przyzwyczaić do tej myśli. Nie była osobą bezduszną. Miała uczucia. Jednak dla niej i dla domu, w którym wspólnie z Włodkiem mieszkali, on odszedł już w piątek. Między zagryzaniem śledzi z majonezem i śmietaną ziemniakami, a nadchodzącym bólem rozrywającym klatkę. Dom wiedział, że coś się zmieniło. W jego wnętrzu czuło się pustkę. Pustkę dokładnie obliczoną. Pustkę jednego domownika mniej. Zawsze kiedy z domu odchodzi jakiś człowiek na zawsze, dom wypełnia miejsce po tej osobie dokładnie odmierzoną pustką i ta pustka psuje powoli dom. Przestaje on funkcjonować tak jak należy i zaczyna powoli swoje umieranie, a pustka pozostawiona przez domownika, który jeszcze nie dawno oddychał tym samym powietrzem, które wypełniało dom zaczyna się rozrastać, rozpychać. Widzą to tylko koty. Koty znają tą pustkę. Widzą ją dokładnie. Obserwują każdy jej najmniejszy ruch spodziewając się najgorszego. Tego, że dom popadnie w ruinę.