Stwierdzam, że w ostatnim okresie nie podjęłam zbyt wielu dobrych decyzji. Pomimo tego, że nie chcę narzekać, uważam, że moje życie jest dość monotonne i mam tu na myśli "pustkę", której nie zapełni dobra impreza, czy setka czystej. Poznałam moje wymarzona tłumy osób, zwłaszcza po prywatnej szkole, z samym liceum trafiłam doskonale. Nie mam tu do czynienia ze stałymi wędrownikami "z klasy do klasy" byle przeżyć, byle przetrwać, byle zaliczyć. Dzień w dzień zaskakują mnie ludzie pełni pasji i pomysłu, co nakręca mnie w najbardziej pozytywny sposób. Jednak wśród tych wyżyn, znajdują się i doliny przejmującego smutku. Dlaczego ludzie, których z braku lepszego słowa nazywałam przyjaciółmi, bez najmniejszego ostrzeżenia po prostu mnie zostawili, tego nie wiem. Każdy z nas szuka jakiegoś pocieszenia, pomysłu na siebie, niektórym chyba to tylko uniemożliwiam. Właściwie, to niełatwo mi to pisać, jest to też całkowicie zbędne, ale jest to jakiś sposob, mój własny, na wyładowanie.
Zima mnie zachwyca i pociąga i chociaż tułam się od weekendu do weekendu, już zażarcie planuję wyjazd na narty i cudowny grudzień. Zbieram w sobie siłę na przetrwanie tych wszystkich narzekań na "utraconą magie świąt" i na marketingowy szał, zbieram w sobie siłę na zmiany. No bo kurde, ludzie, to jak się czujemy zależy w sumie od nas samych.