''U mnie raz pustka, czasem euforia.''
Było mi dobrze, już w chuj dobrze. Wczoraj siedze w kościele, i ksiądz mówił o miłości, że ona powinna byc trwała, i miłosc nie powinna przemijac od tak. Jak mówi się komuś, że się kocha tak powinno byc, nie na miesiąc lub dwa tylko już długo, długo. Przypomniał mi się Łukasz, po 15 minutach dziwnym trafem napisał. Fakt, że odrazu wybuchłam płaczem. Praktycznie bez powodu, bo zapytał się co u mnie. Zawsze jak się pytam mówię mu że dobrze. Bo co mam mu powiedziec zajebiście chujowo ? Od słówka do słówka, napisał, że chce się spotkac- dziś. Pójdę z nim, bo jestem baaardzo ciekawa co mi powie. Jak rutynowa śpiewka, po 15 minutach się ulatniam. Jeśli wogóle przyjedzie. Dziwne uczucie, kocham go, ale jest mi obojętny i niezależy mi na nim. Nie mam kasy na koncie, na moje szczęście. Szczerze, jak nie przyjedzie nie będę płakac. Mam to w dupie, i on dobrze o tym wie. Najbardziej, boję się, że zmiękne przy nim. I jak go zobaczę wybuchne płaczem. I będzie mógł robic ze mną co chce. Wczorajszy telefon bardzo mnie ucieszył. Poprawił mi w pewnym sensie humor, zadzwonił kolega z którym nie gadałam od lipca, bo dziłao się, to co się działo. Chciał, żebym wyszła, a ja chora leżała w łóżku bo znów dostałam gorączki. Nie spałam do 4... słuchając muzyki i myśląc. Trochę popłakałam, nie wiem co mam z sobą robic w takich sytuacjach. Zobaczymy, co przyniesie mi dzisiejszy dzień.