Sesja zaliczona, i rozpoczynam 3,5 miesięczne wakacje.
Być może nawet i 4,5 miesięczne - zobaczymy.
Zaczynam powoli obchodzić moje coroczne WIELKIE
motoryzacyjne święto życiowe o nazwie Le Mans 24h.
Cały tydzień przygotowań, by w sobotę o 15:00
wystartować i zakończyć rywalizację w niedzieję
o tej samej godzinie. 24 godziny czystej rywalizacji,
taktyki, perfekcyjnych pit stopów w boksach gdzie
swoją wojnę mają nie tylko kierowcy, ale też właśnie
mechanicy robiący absolutnie wszystko i wszystko,
by ich zespół, ich auto było cały czas świetnie
wykorzystywane na torze i nie było z nim żadnych
problemów. To klucz do zwycięstwa, a ogladądać tą
batalię dla mnie to poezja i piękno wyścigów motorowych.
Dodatkowo spoglądając na live timming czyni Cię
kimś kto wie co sie dzieje w każdym zakądku toru.
Ale przed tym kończę sezon wyścigowy, 12 godzinnym
wyścigiem bez zmian. Wyścig który muszę tylko dojechać,
by wygrać główną stawkę. Ale dojechać, a wygrać to
dwie różne rzeczy. Mówią, że dojechać tego typu wyścig
jest złotem, a wygrać platyną. Uwielbiam to i jest
w tym coś co mnie pociąga w całości. Kocham to na pewno.
Czekam na ten wyścig z utęsknieniem i muszę się przygotować.
zdj. Aston Martin Vantage V8 GT - Tym cudem mam jechać 12h.
ps. Kocham !!! ;))