I need a doctor,call me a doctor,I need a doctor blablabla.
Pod wpływem uczuć opowiem wam bajeczkę o dziewczynce,która w poprzednim świecie była mną. :)
Dziewczynka o imieniu Lingh znalazła się w nowym świecie po wypadku autokaru w Ostródzie,którym jechała z 3 klasami na wycieczkę.Nie umiała jeździć,a pobyty w stajni od poprzedniego świata były rzadkością.Ujeżdżała sobie klacz zimnokrwistą i myślała,że da sobie głupia radę.Nagle zimną następnego roku dostała cynka o pracy w pewnym ośrodku,gdzie miała szkolić się razem ze swoją koleżanką.
Nie chciała tam jechać.Wiedziała,że nie da sobie rady.Nie widziała siebie tam,wśród koni.Jednakże ostatniego dnia podjęła decyzję,spakowała się i ruszyła na miejsce spotkania.Ośrodek okazał się być cudownym miejscem,gorzej je stajnią i końmi.Powstał wspólny cel - doprowadzić wszystko do porządku.
Dziewczynka była przeszczęśliwa - praca w stajni poprawiała jej humor,zdobywała umiejętności w oporządzaniu koni,jeździe i różnych pracach stajennych.Wyrabiała dosiad w jeździe coraz bardziej i bardziej.Uwielbiała krótkie przejażdżki maratonówką prowadzoną przez Bossa,największego i najpiękniejszego konia w stajni.Była w niego zapatrzona,ona i wszyscy.
I nagle w dzień przed urodzinami dostała jeden z najlepszych prezentów - pozwolono jej jeździć na Bossie.Była szczęśliwa,mimo,że koń chodził okropnie,a sama nie umiała utrzymać na nim równowagi.Bardzo chciała jeździć na nim więcej i przekonać wszystkich o tym,czego się tu nauczyła.Jednak nocny sen ujawnił totalną masakrę jej życia.
Następnego dnia,w jej 15 urodziny przyjechała z koleżanką do stajni,by pokazać,jak jeździ na Bossie i że już lepiej daje sobie z nim radę.Razem z szefem śmiały się,jeżdżąc stępem po placu.On popijał kawę,ona jeździła na Bossie,a jej koleżanka - na siwym.W końcu obie wyjechały za plac,przejechały pagórkowate pole i wróciły na równy,trawiasty teren,żeby rozpocząć pracę w kłusie.Dziewczyka z radością zakłusowała na Bossie.Mruknęła do koleżanki : "Patrz,jak on kłusuje!",zwężając koło.Tak jej się przynajmniej wydawało.Nagle koń zaczął się buntować.Czarne chmury zasłoniły jej umysł.Nie słyszała krzyków szefa,nie wiedziała co robić.Koń wyrwał zabójczym galopem.
Nie widziała już zupełnie nic.Łzy zalewały jej oczy.Wiatr zdmuchiwał je.Zabójcza prędkość rozmazywała obraz.Nie wiedziała,jak skończy.W końcu poczuła,że leci.Tuż obok konia.Jej oczom ukazała się jedna z 2 wielkich,ciężkich,zielonych bram wejściowych na teren stajni.Grzmot.Głowa przywaliła pierwsza.Ślizg.Grzmot.Kręgosłup oberwał betonowymi płytkami jako drugi. Grzmot. Reszta ciała bezwładnie upadła na chodnik.
Wrzeszczała z bólu,jednocześnie nie mogąc złapać powietrza.Dusiła się.Patrzyła w niebo,które zamazywało się przez łzy.Robiło się ciemno.Bardzo ciemno. I zimno.Usłyszała dźwięk podków,galopujęcych przez stajnię.Nagle odgłos się urwał.Wszystko ucichło.Zamknęła oczy.
Umarła.
............
Część 2 coming soon.
Tylko obserwowani przez użytkownika lightium
mogą komentować na tym fotoblogu.