Ukradłam na szybko Kasi.
Zdjęcia przyjadą do mnie jutro,mam obiecane.
Dziś po 15 minutach (?) jazdy na Bossie o mało nie trafiłam do szpitala.
Wyjechaliśmy z placu na łąkę.Przejechaliśmy pagurki,wzniesienia...Potem praca w kłusie.Po chwili zmiana kierunku i się zaczęło...
Poniósł mnie.Na próźno były próby uratowania sytuacji.Ostatni ratunek był w nakierowaniu konia na plac,ale on był dla mnie za silny.
Leciał na łeb,na szyję,w kierunku stajni,a ja z nim.Odbił przy bramie.Ja,wylatując z siodła przyrżnęłam łbem mniej więcej w połowie tej bramy,potem ramieniem,a potem przyrżnęłam kręgosłupem w betonowe płytki.Poczułem "zgięcie" i totalny bezdech.Mimo,że nie mogłam oddychać wrzeszczałam,choć chciałam przestać.Kiedy już po wszystkim ogarnęłam się trochę w stajni,oprzęgliśmy Bossa do maratonówki i zrobiliśmy mały trening powożeniowy.
Nie mam żalu do konia.Prędzej do siebie,bo spanikowałam i nie wiedziałam,co mam robić.
Czuję,że mam nieźle rozpierdolony kręgosłup.Narazie jako tako funkcjonuję,ale to kwestia jakiś...2 dni?
Anyway,idę,bo dziś "świętuję" swoje urodziny.Nie cierpię tego.
***
....a wiecie,co jest najśmieszniejsze?
Śniło mi się,że spadam z Bossa,jebię na kręgusłup i tracę oddech.INie mogę do domu wrócić.
Śmieszne,prawda?
Tylko obserwowani przez użytkownika lightium
mogą komentować na tym fotoblogu.