Wracałam dziś do mieszkania po zajęciach na uczelni. Dokładniej to szłam z przystanku tramwajowego.
Niedaleko 'mojego' bloku podszedł do mnie pewien mężczyzna.
Powiedział, żeby się nie obawiać-chce mi zadać tylko pewne pytanie.
Mówił, że jest bezdomny. Mówił, że od 3 dni nic nie jadł...że nie chce pieniędzy, nie chce na alkohol.
Spytał czy może prosić o ćwiartkę chleba ze sklepu.
Jakże szkoda takich ludzi.
Powiedziałam, że mu wierzę i wygrzebałam ile mogłam.
Pare złotych zaledwie.
Ale owy Pan tak szeroko się uśmiechnął. Życzył mi miłego dnia, szczęśliwego nowego roku...
...ale tak...niesamowicie szczerze i sympatycznie.
i wiecie co?
Takie nic, a wprawiło mnie w dobry humor. Bo jego słowa były prawdziwe a oczy na prawde uradowane.
A jednocześnie to zdarzenie wzbudzilo pewne refleksje ...Mamy ten chleb, mamy dach nad głową, bliskich ludzi, zrowie i plany na przyszłość...
I dla nas to codzienność. Nazwijmy to "pakiet podstawowy" który jest tak oczywisty, że tego nie dostrzegamy na co dzień...a dla tego człowieka to wszystko leży w sferze marzeń.
Oczywiście nie chodzi mi porzucenie swoich wygórowanych pragnień i celów. Ale przy tym wszystkim warto się zatrzymać...rozejrzeć...i zobaczyć jakie w gruncie rzeczy mamy szczęście !