Siedzę i przepisuję polski. Nogi mi zamarzają, już nie wiem co mam na siebie zakładać. Abi znowu piszczy, ułożył się bezczelny naprzeciwko mnie i się patrzy. No co muszę z nim iść. Jeśli ma być tak zimno to przynajmniej niech spadnie śnieg. Próbuję przesłać Psikowi polski już od godziny w i nie wiem, nie mogę. Musze się postarać. Adi przyszedł, wyszedł i tyle go widziałam. Mama w pracy a ja siedzę i muszę przepisywać. Muszę trochę ponarzekać, ale koniec już : >
O właśnie nie wiem co oni robią tam na zewnątrz, ale takie odgłosy i cała ziemia się trzęsie. No cóż. Spadam.