I don't know how it started but I need to end.
Czuję w sobie pasożyta, zjadającego moje marzenia.
Wiele czytałam o bulimii. Do tej pory jak pewnie większość osób myślałam, że choroba ta polega na jedzeniu, rzyganiu, jedzeniu, rzyganiu, jedzeniu... tak w kółko.
Okazało się, że po napadach obżarstwa ludzie nie tylko wywołują wymioty, ale również zażywają środki przeczyszczające, stosują głodówki, wykonują nadmierne ćwiczenia fizyczne itp. Gdybym potrafiła wymiotować, pewnie od dawna bym to robiła, bo nie raz już próbowałam. Te dwa ostatnie objawy pasują do mnie jednak najbardziej, choć wraz z początkiem wakacji nie mam czasu by ćwiczyć w domu, dlatego moją jedyną aktywnością są rolki, rower, pływanie albo siatkówka na plaży.
By przyjżeć się tej chorobie bliżej oglądałam jakieś tematyczne filmy. Przeraziło mnie to, że po części są one o mnie. Im więcej zjem, tym bardziej jestem głodna. Nie panuję nad tym. Najchętniej po jednym dniu zauważłabym już jakieś efekty odchudzania. Czekając na nie ze zniecierpliwieniem, zaczynam zatracać ostatnią nadzieję i poddając się, wracam do punktu wyjścia, do lodówki. Samo moje śniadanie składało się z co najmniej trzech posiłków, nie wspominając już nawet o obiedzie czy kolacji. Czuję się chora, jednak nie znaczy to jeszcze, że jestem. Nie mogę jedynie pozwolić na to, by mój stan się pogorszył. Pomóżcie mi wypłynąć spowrotem na powierzchnię, proszę.
Chce mi się płakać, nie mieszczę się w swoje ulubione rzeczy, ciągle myślę o jedzeniu. Każda sekunda wypełniona jest głodem, kilogramami, kaloriami, wyglądem. Jest mi wstyd, wariuję.
Od jutra zaczynam walkę, którą - jak już wcześniej pisałam - zobaczymy tutaj wszyscy.
Moja dieta nie będzie zdrowa, bo na taką nie starczy mi sił. Póki co wszystko mi jedno, chcę tylko schudnąć. Jest mi ciężko, ale nie mogę stracić swoich najlepszych lat życia na bycie grubą.
Everyday is a struggle.