- od dzisiaj będę twardy, groźny, beznamiętny. nie będę się niczym, ani nikim przejmował. będę niezależy, będę (...) - powiedział Prosiaczek i usiadł na pieńku. Przeleciał motylek. 'pff, a co mi tam motylek' - pomyślał Prosiaczek i spojrzał w drugą stronę. Motylek znowu nadleciał, Prosiaczek odwrócił głowę mrucząc, że to głupi motylek, który nic nie znaczy dla niego. A motylek się uśmiechnął i nadleciał znowu. Prosiaczek dzielnie w postanowieniu swym trwał i motylkiem się nie przejmował. Przynajmniej bardzo starał się nie przejmować. Ale motylek nie dawał za wygraną.
- Oleć stąd motylku! Nic mnie nie obchodzisz! - krzyknął Prosiaczek. Motylek przekrzywił małą, owadzią główkę, popatrzył smutno i powoli odleciał. Prosiaczek rzekł:
- No nareszcie ! - założył ręce i z wyniosłą miną przewrócił oczami. Nagle coś go tknęło. Obrócił się szybko, wstał na równe nogi i znalazł wzrokiem gdzieś daleko motylka. "Ojj ojj, ale motylku... ja, ja..." - szepnął Prosiaczek - "chyba, chyba ja.. ja nie potrafię tak być taki beznamiętny i groźny... Prosiaczki chyba takie po prostu nie są...". Motylek latał sobie dalej od kwiatka do kwiatka. A Prosiaczek tylko wodził na nim wzrokiem i myślał, że jednak to zdecydowanie nie jest w naturze małych, kochanych Prosiaczkó, być takim twardym i wogóle. I rozumiał to, ale było mu troszku gupio i troszku pszykło. A Motylek latał tak sobie i choć nie mógł się nadziwić, co to się podziało z dzisiejszymi Prosiaczkami, to w końcu przyjął to za pewnik i przestał się przejmować Prosiaczkiem. A Prosiaczkowi dalej było tak jakoś gupio. I tak patrzył jak Motylek sobie lata i lata, i stwierdził, że chciałby być taki beztroski i móc się niczym nie przejmować jak ten właśnie Motylek.