Dzisiejszy wypad z dziewczynami częściowo uwieczniony SRR w styczniowym terenie
Poczynając od miłego powitania kobyłek, które przybiegły do mnie galopkiem, wzięłam Q i poza placem powtórzyłyśmy podstawy podstaw, sprawdziłam jak się ma jej humor i ruszyłyśmy w terena. Szła jako tak, niezbyt pewnie, a momentami całkiem pewnie. Slalomy między wiśniami, trochę kłusów i galopem szukać Natki i Cinci. W połowie drogi się spotkałyśmy i ruszyłyśmy dalej. Zdecydowanie mamy do poprawienia z młodą kilkanaście spraw, a kilka jest super. Nadal nie dowierzam,jak dużo już potrafi ta młoda istotka i za to jej jestem wdzięczna. Piękny dzień, miło, sympatycznie, ale żeby znów nie było tak cudownie, za mną pierwszy upadek z mojej rudej dupki. No wiecie? Tego się nie spodziewałam! Jak to zabawnie ujęła nasza Marta ''Hahaha nooo bo lpi to tak chomikują energię i jak im wyskoczy na liczniku przeciążenie systemu, to wtedy włączają taki czerwony przycisk POWER i szaleją tak długo aż licznik nie spadnie do zera''. Coś w tym stylu ha ha. Ogólnie wszystkie galopki miałyśmy płynne, kontrolowane, dobrym tempem, a ostatni to jakiś taki wybryk natury, nie w stylu Ququ -wisząc na szyi miałam czas na myśl ''Hm, szukać równowagi czy spadać? Dobra, lecę'' Pech chciał, że upadłam dość niefortunnie i mam piękne limo, parę stłuczeń, poza tym OK. Ha, a wiecie ile mądrości wyniosłam z tegóż oto wypadu? Mimo, że tata spojrzał na Quiene spod byka, to ja wiem, że to nie jej wina, za to już doszukałam się swojej. Wróciłyśmy spokojnie do stajni, jeszcze po drodze zakłusowałyśmy i poprosiłam o dwie foule, po czym podziękowałam i prosto na pogotowie. Dobry początek weekendu? Jutro działamy z ziemi i jedziemy w terena z Jaskierem ;)