Jakiś czas temu w głowie drążyły mi myśli o zmianie siebie. Ale nigdy nie umiałam tego wcielić.
Bo zawsze był jakiś powód.
Teraz, teraz wpadła mi pewna myśl.
"Hej. Postaw wszystko na jedną kartę. Zaufaj chłopakowi i w jego zapewnienia, kotu, przyjaciołom, nawet jeśli masz jakieś uprzedzenia, a przedewszystkim sobie. Przynajmniej na jeden dzień odstaw te swoje <<kompleksy>> gdzieś na bok, tylko psują ci kontakty. Sądzą że albo masz problem, albo szukasz atencji. Jeśli nie na zawsze to na jeden dzień. Poprostu. Miej dobry humor, ciesz się tym co jest, bo naprawdę masz wiele szczęścia."
I faktycznie, podeszłam do lustra, i jakaś niebywała przemiana.
Może i niski wzrost, ale małe jest piękne, i tak wszystko co uważałam za jakiś istotny mankament... nie widziałam tego.
I wpłynęło to na moje kontakty. Nie zaprzeczałam na każdy usłyszany komplement, odpowiadałam "dziękuję" przy najszczerszym uśmiechu na jaki mogłam się zdobyć. Bo przedewszystkim wierzyłam. Wierzyłam że naprawdę ON tak myśli, inaczej nie robiłoby mi się ciepło.
Plułam sobie w brodę, jak mogłam tak odpierdalać myśląc o swoich kompleksach przy człowieku, który niewątpliwie coś we mnie widzi, coś z wyglądu, coś z charakteru, coś przy czym czuje się przy mnie dobrze, a takim istnym negatywizmem byłam bliska destrukcji czegoś pięknego, że przy nim nie musiałam szukać jakiejś szczególnej uwagi, bo poświęcał mi jej aż za dużo. Powinnam być wdzięczna, a nie jeszcze nadwyrężać jego nerwy. Mój błąd.
Nie jestem najładniejsza, ale napewno i nie najbrzydsza. Oprócz wad mam zalety, proste wnioski, ale przecież, takie najtrudniej się wyciąga.
Więc będę to kontynuować.