Literaturo ! Pokochaj mnie bo ja chyba kochać nie potrafię... !
Fakt, że rujnuję ludziom życie jest pewny, ale fakt, że rujnuję je sobie jest wręcz nie do podważenia. Niby to nie stanowi różnicy ale brzmi nieco donioślej.
Lubię rzucić się w głębiny lenistwa i spróbować nie-myśleć, ani nie-analizować nawet najmniej znaczącej dla mnie rzeczy. Chociaż nie zdarza mi się to często, naciskając na nie-myślenie, brnę do stwierdzenia, że karzę siebie nieświadomie. Najpierw jestem do dosłownej nieprzytomności zauroczona nudą przed telewizorem { tu pozwolę sobie na chwilę osobistych uwag [ tak osobiste jak cały tekst] a mianowicie mój srebrny telewizor, który psuje się tylko na mój znak [kiedy mój chrześniak staje przed samiutkim ekranem i ma świadomość że mi zasłania, (wyłączam telewizor przyciskiem, którego on nie ogarnia)] śnieży od paru dni, a co jest bardziej kontrowersyjne, od czasu rozpoczęcia świąt i nikt nie jest wstanie odeprzeć tego doprowadzającego mnie do dzikiego szału uroku}a zaraz potem zapieprzam jak człowiek ciemnej rasy w polu ogórków, żeby zdążyć na czas, bo jak zwykle, zostawiłam go sobie na ważniejsze czynności niewystarczająco dużo.
Nie wiem co to umiar i organizacja. Pozwolę sobie tego zakosztować na emeryturze.
Zatem idę zasuwać jak dziki. (filmik z serii: Koń Rafał)
P.S To był chyba najdłuższy nawias z nawiasem w nawiasie, jaki udało mi się kiedykolwiek wstawić w tak krótki tekst.
No ale w końcu jeszcze nie jestem na emeryturze, prawda?