Zaczynam właśnie trzeci tydzień życia w Doghouse i bardzo mi sie podoba. Narazie jest ok. Ja nie wiem co miał na myśli nasz boss wrzucając mnie jako pracownika full time do Doghouse. Jest tam tylko dwóch full time pracowników i jest to menager oraz Chris. Poza nimi jest troche part time ludzi, ktorzy wpadaja na kilka godzin w tygodniu, najczesciej w weekendy. Sami kolesie. Kuchnia to rowniez sami faceci. W dodatku wszyscy są z Madery, jeden kolo z Wenezueli, a Chris z Anglii. I do tego Dominika do kompletu.
Przez pierwszy tydzień czułam się jak zwierzę na wybiegu. Szczególnie, że klienci są ciekawą grupą w tej pracy, bowiem są to również sami mężczyźni :D. Kilka pierwszych wieczorów było dla mnie szokujące, bo mielismy mega tabake, kolacje na okolo 100 osob, z tego jakieś 5% to kobiety. I ci wszyscy najebani kolesie gapiący sie na mnie jak na rzadki okaz, na początku mnie przerażali. I ten Chris z menadżerem też. Niby wporzo, ale na pewno razem z portugalczykami z kuchni obrabiali mi tyłek. Przecież widze i czuje jak mnie obcinają od tyłu. Dogadujemy się chyba w miarę dobrze. Od początku wiedzialam ze przede wszystkim musze nauczyc sie gadac z Chrisem i menago, bo są to dwie osoby z którymi spotykam sie codziennie, czasem na wiele godzin. Musimy być teamem. Oni są bardzo wyluzowani, ale z profesjonalnym podejściem do obsługi ludzi i tu się dopasowaliśmy. To co mnie urzekło, to że od razu się na mnie poznali, że umiem pracować, że wiem co robić i nie zawracaja mi dupy komendami w stylu: "jak stawiasz talerz na stole to zwroc uwage czy zadna jego część nie wystaje poza stół" lub "jak wypelniasz lodowki na barze napojami to te z tylu musisz przesunac do przodu". Takimi oczywistymi oczywistościami raczono mnie zawsze w kazdej pracy tak jakbym sie urwala z choinki i w zyciu nie pracowała w swoim zawodzie :P. Kolejna kwestia jest taka, że w Cobo była banda filipinców pracujących tam od stu lat i to oni rządzili. Tutaj są dwie osoby kierujące całą ta budą, reszta jest na doczepkę więc nic powaznego ich nie dotyczy, a mnie boss wrzucil na full tima jako trzecią osobę z tych powaznych. Czuje, ze dostalam odpowiedzialnosc, co w Cobo nigdy nie byloby mi dane. Tutaj ucza mnie jak liczyc kase, jak wypelniac tabelki w exelu, jak otworzyć sejf itp bo podobno zaraz zaczne sama zostawac wieczorami i sama zamykac lokal. W Cobo robili to zawsze najbardziej zaufani i najdluzej pracujacy ludzie, w dodatku gdzies poza zasiegiem moich oczu. A tu jest tylko ten Chris, ktory wygląda troche playboyowato, tak ze momentami ma sie go ochotę zjeść, if u know what I mean :D to dobrze wróży.
Mieszkam piętro wyżej nad lokalem. Pokój mam gorszy niż w Benamy :( . Niby z łazienką, ale ciasniejszy, mniej mebli, nie mam gdzie trzymac walizek, butów i wielu rzeczy. Kuchnia jest w nic niewyposazona, jest tylko piekarnik, nie ma zadnych naczyń, nawet kurwa patelni. W Benamy byla super kuchnia, wszystko mielismy, łącznie ze szklankami, scierkami i sztućcami. Tu jest tylko piekarnik i upierdolona podloga. Zamienilam kuchnie na lazienke i to jest gorsze. Wolalabym dzielic lazienke z kims tam z pietra, ale miec taka kuchnie jak w Benamy. Od poniedzialku do piatku Doghouse otwiera sie o godzinie 4 lub 5, od 6 startuje kuchnia i pracuje ze 3 lub 4 godziny i tylko wtedy jest czas na to, zeby ugotowali nam jakies jedzenie. W Cobo mialam sniadania, obiady i kolacje, a tu mam tylko kolacje :/ dlatego wlasnie przydalaby sie sensowna kuchnia. Póki co nie jem za wiele. Przewaznie ta kolacja o 6 w Doghouse to mój pierwszy posiłek. Doba mi sie przestawiła tak, że o 3 a.m jeszcze nie śpie, wstaje bez budzika około 12, czasem pozniej :P Oh, jak ja kocham wstawanie bez budzika. Dzień przeżywa się wtedy inaczej :) .
Mam stąd trzy przystanki autobusowe do centrum miasta tj 15 minut z buta, nie jest zle. Dwa przystanki i 10 min do Jamiego. Jamie to moj chlopak. Nastapila we mnie jakas swiatopoglądowa zmiana odkad tu jestem, moze to przez niego, moze to przebywanie w jego towarzystwie uswiadamia mi, ze jestem psychiczna jak wszyscy faceci z ktorymi kiedykolwiek zechcialam byc. Do tej pory wydawalo mi sie ze jestem najnormalniejsza na swiecie tylko dobieram sobie chorych psychicznie pozakrzywianych ludzi. Swój wybiera swego. Dziewczyny z mojego rocznika ciagle wychodza za mąż na fejsie, a ja nawet nigdy nie mialam chlopaka ktory by CHOĆ TROCHĘ zachowywał się jak mąż. Żaden z nich nie dał nawet mi tak myślec. A była ich cała masa. To o czyms swiadczy. Są dziewczyny, ktore zakochują się w powaznych i odpowiedzialnych gościach i jestem ja, nałogowiec, który nie dogada się tak dobrze z nikim, chyba ze z drugim uzależnienowcem/kryminalistą. Akceptuje to. Akceptuje siebie, swoje pociągi i ludzi, którzy dla przeciętnego ogółu są "freakami". Takim freakiem jest mój Jamie, jest tak wyraźną osobowością, że jak pojawia sie w pomieszczeniu to aż bije po oczach.
Jamie był kiedys w wiezieniu za rzecz, którą ja potrafie zrozumiec i która nie skreśla go w moich oczach. Wyszedl juz dawno temu i ma zawiasy do piątego stycznia. Jakis tydzien temu spedzilismy razem cudowny dzien, bylismy na randce na kolacji, bo zaczął się wtedy Tennerfest (w wielu restauracjach: przystawka, danie glowne i deser za 10 funtów!), chcielismy codziennie w tym miesiacu gdzies chodzic i probowac roznych kuchni w roznych restauracjach, pozniej bylismy tacy obżarci, że po kilku butlach zasnelismy w miare wcześnie, u niego, a o 6 rano obudzila nas policja, która zrobila nalot i przyszla go zabrac do wiezienia. Powiedzieli, ze to z powodu naruszenia warunkow tych jego zawiasow, ale nie moga powiedziec mu teraz, dopiero jak bedzie z nimi w samochodzie.
Och, straszna to byla pobudka. Bylo jeszcze ciemno, spalismy w najlepsze po zajebiscie milym dniu i romantycznym wieczorze. Jak bylismy na tej kolacji, to zwierzyłam mu sie, ze bardzo lubię święta i że będę wtedy w pracy tutaj a nie w Polsce i że będzie to dla mnie pierwszy rok poza domem i że nie wiem za bardzo co robić, bo nie mam tu nikogo bliskiego oprócz niego. Zaplanowaliśmy wtedy, że spędzimy święta wspólnie. Ehe. Po kilku godzinach panowie i panie w mundurach wyprowadzili go z chaty, jakby cos komus zrobil, podczas gdy przez ostatnie miesiace caly czas spedzalismy razem i ja wiem i od poczatku wiedzialam ze cos tu nie gra, ze on nie zrobil nic zlego, bo nawet nie mial czasu na nic innego poza mną : / . Po kilku dniach udało mi się go odwiedzić w tym więzieniu i okazało się, że warunki jego zawiasów mówią, że do piatego stycznia musi spać w domu, a policja szukala go w chacie kilka razy w godzinach nocnych, kiedy byl u mnie. Na tej podstawie stwierdzili, ze maja powod do tego zeby znowu go zamknąć.
Plakac sie chce, jak sie oglada z bliska takie rzeczy. W dodatku musial stawiac sie raz w tygodniu na takie meetingi, gdzie mu robili testy na narkotyki i gdzie omawial swoje postepy zyciowe z jakims tam przypisanym do siebie probation officerem. Dwa dni przed tym jak go zgarneli, ta jego probation officer zadzwonila do niego i powiedziala, ze nie musi byc na tym meetingu, bo przeciez pracuje, zdaje wszystkie testy na dragi, ma dziewczyne i wyglada na to, ze funkcjonuje jak normalny czlowiek. Dlatego sie nie stawił. Dwa dni pozniej uzyli to jako dowód przeciwko niemu, jako kolejny powod do wsadzenia go do celi jeszcze na trzy miesiace. W glowie mi sie to nie miesci. Cos jest nie tak z tym prawem tutaj. Spotykam dziesiatki ludzi, ktorzy byli w pierdlu, nawet ten Chris co za mna pracuje zna Jamiego z celi :O . W tym wiezieniu na wizycie spotkalam jakas babcie ktora na oko miala z 90 lat i zaproponowala mi podwozke, bo zna Jamiego i jego rodzine i widziala ze ja go odwiedzam, w trakcie jazdy wspomniala, ze urodzila sie w trakcie wojny w Angliii i ze ma dwóch wnuków w tym wiezieniu, przeklinając przy tym na prawa w Guernsey. Powiedziała, że prawa tutaj są złe. Tez mi się tak wydaje. Jaja jak berety, bo go zamkneli i nikt w tym wiezieniu nie jest w stanie mu powiedziec o co chodzi, chyba już z 4 czy 5 dni prawnik ma sie pojawic ale sie nie pojawia, a nas rozdzielono, bo komuś na górze coś się chyba pomyliło.
Mam teraz wiecej czasu dla siebie. Który poza pracą wykorzystuję paląc butle i śpiąc.