Gdyby Dante dzisiaj szukał natchnienia do opisywania przepastnych czeluści, to z radością zaprosiłbym go do mojej firmy - kiedy wejdziesz w ciemne przepaście potężnych hal i wędrujesz między regałami, a maszynowe części zewsząd zdają się funeralnie sterczeć metalowym kośccem, iście stajesz w obliczu niewielkiej, zdehumanizowanej strefy liczb i bilansów.
I bynajmniej to nie jest moja skarga - ta atmosfera sprzyja bowiem myśli.
Dzisiaj wisiałem sobie gdzieś pomiędzy krainą miliona żarówek a tajemniczą doliną filtrów paliwa. Bynajmniej to nie metafora z tym wiszeniem - wspinaczka quazi-skałkowa to część codzienności w firmie. W każdym razie w czasie tego wiszenia, zupełnie bez powodu, bodźca i logicznego sensu, przypomniał mi się fragment "Epistola Ad Hebreos".
Przydługi prolog - darujmy sobie zatem rozwiniecia i przejdźmy do puenty. Wyrwawszy z kontekstu fragment tekstu, chciałem życzyć Wam, którzy fotografujecie z jakichkolwiek pobudek płynących z pasji - abyście mieli szansę zapracować na to, by patrząc na wasze prace, ludzie westchnęli chociażby podświadomie słowami "Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius" - bez aspektów egzegetyczno-teologicznych, jeno tak po prostu - dosłownie
"Wszystko odkryte i odsłonięte przed Jego oczami" (Hbr 4,13)
Cóż - Buddysta w magazynie części samochodowych cytuje pismo święte, by wyszarpanym bez litosci cytatem, który wedle oryginalnego kontekstu należy sie Stwórcy, życzyć ludziom grzesznej sławy. W dodatku nad tym wszystkim króluje fotografia z kieliszkiem.
Czyżbym w ułamku sekundy potrzebnym na wspomnienie kilku słów, stworzył temat do skandalicznego talk-show
?
P.S. Wybaczcie mi nieskładność i chaos w notatce. Chyba fotografia jest bardziej adekwatna niż na pierwszy rzut oka się wydaje... Lanie wody jakby nie patrzeć...