Jest lato, początek lata i jak zawsze o tej porze roku czuję się niewdzięczny.
Na dworze pachnie trawą, są mlecze, grubym dzieciom spadają lody, cały dwór mówi wypierdalaj, pobaw się z nami, ale mnie się nie chce, a przecież powinno.
Powinienem być szczęśliwy i zawsze pod koniec zimy, mówię sobie, że za chwilę już będę, ale na mówieniu się kończy. Panie w podstawówce zawsze mówiły, że jestem obowiązkowy, ale teraz to już tylko niesłowny, niestosowny i spóźnialski.
Wracam, budzę się rano z kaloszem w mordzie i mam ochotę słuchać "Malinowy Król" dopóki nie będzie przyjaźnie. Dopóki nie będzie lekko, za płasko, za słodko, za płytko. Tak jak chciałbym, ale się nie przyznam. Ale już nie będzie.
W sumie wszystkie swoje siły staram się przeznaczyć na walkę z ochotą schowania się pod łóżko na resztę swojego życia i idzie mi zaskakująco dobrze.
I czekam. Chociaż nie lubię, ale co jeśli, ale co może. Ale oby spadł na mnie sufit.
Jestem mruwkom w rozlanej na betonie lemoniadzie w upalny dzień. I chyba mi się podoba. I chyba będzie gorzej. Chcę.
Wszystko chcę. Chcę Cię kochać i kochać się z Tobą. Lekko wstyd.
Apopleksja owszem, ale tylko z nudów, w jedwabnym prześcieradle.
http://www.youtube.com/watch?v=_8A5es3RoI8