photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 30 KWIETNIA 2014
568
Dodano: 30 KWIETNIA 2014

Frajer.

Cześć Gabi. Wiem, że prędzej czy później to przeczytasz - im szybciej od pojawienia się tej notki, tym lepiej dla Ciebie. Bowiem dziś, a więc 30.04.2014 r uświadomiłem sobie jak bardzo się różnimy i jak bardzo będziemy się męczyli ze sobą. Może są to zbyt mocne słowa, no ale co innego mam napisać po tym, co tu zawrę...

Na pomysł napisania tego, wpadłem z dość błahej przyczyny - po prostu wyłączyłaś mi komputer, bo sam Cię o to prosiłem, kiedy w godzinach pracy nie będę pracował a będę zajmował się jakimiś głupotami. Jednak to był tylko początek. Rozmyślając o tym - w końcu miałaś przecież absolutną słuszność stosując się do mojej prośby - uświadomiłem sobie jak bardzo chętnie stosujesz się zawsze do próśb, zaleceń, czy uwag, których Ci udzielam, a które są dla Ciebie wygodne równocześnie ignorując zupełnie te, które są dla Ciebie nieprzychylne. Wystarczył jeden, lub dwa razy, kiedy ja się nie zastosowałem do swojej własnej zasady i Ty - Strażnik Teksasu - już popędziłaś wyłączyć korki nie zważając na to, że poszło na marne kilka godzin mojej pracy, której nie zapisałem. Nadmienię przy okazji, że godzinę czy dwie godziny wcześniej mówiłem o tym, że to jednak nie jest zbyt dobry pomysł z tym wyłączaniem komputera, bo mogę mieć coś niezapisanego. Peszek.

Odbijmy jednak piłeczkę...Dieta...Ileż to było łzawych wieczorów i przeprosin, ileż to obiecanek, że już nie będziesz myśleć o odchudzaniu. Ileż to było przyznawania racji, że dobrze się stało, że wróciłaś tak szybko z Niemiec, bo inaczej wpadłabyś w anoreksję. A ileż to było próśb, żebym Ci pomógł w tym wszystkim. I cóż z tego? Starałem się jak mogłem - wrzucałem do worka jeden ciuch za każdym razem, kiedy wspominałaś o diecie, odchudzaniu, kaloriach, lub węglowodanach - śmiałaś się z tego, bo przecież "i tak tego nie wyrzucę". Nie, nie wyrzuciłem. Ale Ty jak najbardziej komputer wyłączyłaś natychmiast. Próbowałem robić jakieś dobre obiady, żebyś nie mogła mi odmówić - to ledwo się zdążyło ułożyć jedzenie w żołądku i już zaczynałaś ćwiczyć, żeby czasem nie przytyć 100 gramów...Od 30 kwietnia przestałem więc się tym wszystkim przejmować.

Drugim ciekawym spostrzeżeniem było coś, co usłyszałem z Twoich ust kilka dni wcześniej (chociaż nie był to jedyny raz kiedy tak do mnie powiedziałaś), a mianowicie: "jesteś naiwny, to dajeś się wykorzystywać". Początkowo wydawało mi się, że nazwałaś mnie też frajerem, ale teraz już nie jestem tego taki pewien, więc nie chcę Cię oczerniać czymś, czego nie powiedziałaś. Jednak niewielka to pociecha zważywszy na fakt, że moja przyszła żona nazywa mnie naiwniakiem w momencie, kiedy staram się być dobrym kolegą myjąc za kogoś naczynia...W świecie, w którym drugi człowiek zrobić coś dla drugiego człowieka bezinteresownie plus 200 zł - umycie kilku naczyń jest oznaką naiwności. Oczywiście "mycie naczyń" jest tu tylko przykładem. Jakakolwiek oznaka dobroci była, jest i będzie dla Ciebie zawsze tylko okazem słabości i naiwności. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że Ty mogłabyś dla kogoś zrobić cokolwiek nie myśląc o tym w jaki sposób się odwdzięczy. Przykład? No lepszego nie mam jak zorganizowanie imprezy w Krakowie a później nawijanie przez całą drogę do Rzeszowa "ciekawe czy Damian i Agnieszka coś nam przygotują, ciekawe, czy będziemy musieli za coś płacić, etc.). Nie wiem jak mogłem przez te wszystkie lata to znosić, ale mam już tego dość. Po prostu żyjemy chyba w dwóch różnych światach. Przy czym ludzie z "Twojego" wykorzystują nagminnie ludzi z "mojego".

Trzecia rzecz która mi przyszła do głowy - Twój pusty śmiech na wiadomość, że tańczyć się nauczyłem na dyskotekach grupy modlitewnej w punkcie parafialnym, przed którymi się pewnie modliliśmy. Nie pamiętam już dziś, czy przed zabawą się modliliśmy, czy nie. Prawdopodobnie tak. Ale ja w porównaniu do Ciebie nie widzę nic złego w modlitwie. Wybacz, ale dużo bardzej wolałem tamte dyskoteki od tych, które teraz są w klubach. Tych, o których Ty powiedziałaś "TO SĄ DYSKOTEKI" wskazując na jakieś zdjęcie z imprezy Erasmusów. Zadziwiające jest wręcz to, jak bardzo kiedyś się wzruszałaś i z jaką chęcią słuchałaś kazań ks. Pawlukiewicza (jakoś już tego nie robisz...?). Jak czasem po dobrym kazaniu, kursie przedmałżeńskim, czy jakiejś konferencji mówisz że fajnie ktoś coś powiedział. I cóż z tego, że powiedział...? Hołownia w Pabianicach dobrze nazwał ludzi, których Ty reprezentujesz: jesteś "stróżem" Dobrej Nowiny. Wysłuchasz, przyznasz rację, obgadasz kogoś, kto postępuje inaczej, ale sama postępujesz identycznie.

Zastanawiasz się teraz zapewne jaki będzie wniosek z tego mojego całego pisania...Otóż jeśli mam być szczery - to najprawdopodobniej sam się ciągle nad tym zastanawiam co zrobić. Jeśli wytrwałem w swoim postanowieniu do tej pory, to pewnie zachowuję się naturalnie, nie jestem na Ciebie o nic obrażony, jednak przestałem się starać o to, żebyś zaprzestała swojej diety, zaczęło mi być obojętne co Ty sobie wymyślisz na ślub, żeby tylko było po Twojej myśli i staram się nie okazywać, że mam na to wyjebane. Po prostu staram się żyć naturalnie. Jednak gdzieś w głębi, gdzieś bardzo głęboko w sercu skrywam zajebiście głęboki ból. Ból, który mnie wręcz rozrywa od środka. Bo dziewczyna, którą - przynajmniej tak mi się wydaje - kochałem, naprawdę jest mi obca. Oddałbym wszystko, żeby Cię uszczęśliwić, ale wiem jednocześnie, że w tym związku liczysz się tylko Ty. I nie w takim znaczeniu, gdzie mężczyzna powinien stawiać kobietę na piedestale. Owszem - powinien. Ale u nas na tym piedestale stawiasz się sama...